"Czy musicie ciągle o to pytać?" - wypalił opiekun Śląska Wrocław Orest Lenczyk do reportera TVP, która pokazała turniej w pełnym wymiarze. Lenczyk najpierw narzekał, a następnie zrozumiał, że taka okazja trafia się od święta, aby jego piłkarzy sprawdziły europejskie firmy. W sobotę Śląsk walczył z Benfiką Lizbona (wicemistrz Portugalii, zdobywca krajowego pucharu, ćwierćfinalista Ligi Mistrzów). Spotkanie okazało się nadzwyczaj ciekawe. Mistrz Polski przegrywał 0-2, aby błyskawicznie wyrównać na 2-2. Później zespół Jorge Jesusa przyspieszył i grał kapitalną, kombinacyjną piłkę. Marian Kelemen i - co tu ukrywać - szczęście spowodowały, że skończyło się tylko 2-4. To była lekcja, ale naprawdę cenna. W niedzielę Śląsk zmierzył się z Athletic Bilbao (10. miejsce w lidze hiszpańskiej, ale też finał krajowego pucharu i finał Ligi Europejskiej). Zespół Marcelo Bielsy wygrał 1-0, ale kilku piłkarzy Młodej Ekstraklasy przeżyło wspaniałe chwile, mierząc się z gwiazdami Primera Division. Pierwszą edycję Polish Masters wygrał PSV Eindhoven, prowadzony przez byłego selekcjonera reprezentacji Rosji, Dicka Advocaata. Zespół z Holandii najpierw wygrał 1-0 z Athletic, a następnie w niedzielnym finale rozbił Benfikę 3-1, grając naprawdę efektowną piłkę. W finale między słupkami PSV stał Przemysław Tytoń, fetowany przez kibiców we Wrocławiu. "Do dziś nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć na pytanie, z czym będzie mi się kojarzył wrocławski obiekt. Teraz już wiem, że będzie kojarzył się dobrze" - mówi Tytoń. Poprzedni występ 8-krotny reprezentant Polski zanotował przeciwko Czechom - w finałach Euro 2012... Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz chce, żeby Stadion Miejski żył. Trochę to kosztuje, ale wiceprezydent Michał Janicki zapowiada, że już w przyszłym roku bilans powinien wyjść na zero. Stara się o to zadbać Robert Pietryszyn, który kieruje miejską spółką, operatorem stadionu. Pietryszyn potrafi działać z rozmachem. Swego czasu poprowadził Zagłębie Lubin do mistrzostwa Polski. Teraz na organizację Polish Masters miał milion euro. Nie zmarnował tych środków. Przyjechały duże firmy, a przez dwa dni dziesiątki tysięcy ludzi przewinęło się przez nowoczesny stadion. Polish Masters we Wrocławiu pokazuje, że jest życie poza PZPN. PZPN często oznacza marazm, w którym marnuje się ludzi, środki i szanse (najlepszym przykładem finały Pucharu Polski za kadencji prezesa Grzegorza Laty). Pietryszyn pracuje dla Wrocławia, świetną ideę w Warszawie realizuje Wiesław Wilczyński - sprowadził do stolicy szkółkę dla dzieci FC Barcelony. Swoją szkółkę w Konstancinie od lat rozwija Roman Kosecki. W Krakowie za podobną inicjatywę z werwą zabrali się Mirosław Szymakowiak i Tomasz Frankowski. Ciekawe, kiedy tacy ludzie będą decydowali o polskiej piłce. Tylko nie chcę słyszeć, że nigdy... PS. Pietryszyn zapowiedział, że Polish Masters w stolicy Dolnego Śląska będzie kontynuowany. Warto pomyśleć o koncepcji z dwoma polskimi drużynami - na przykład obok Śląska mogłaby się pojawić Wisła Kraków. I rzecz jasna warto zadbać o dwóch możliwie najsilniejszych rywali zagranicznych.Autor jest komentatorem Polsatu Sport Jeszcze więcej informacji i komentarzy na blogu "...a bramki są dwie" Romana Kołtonia