Ostatni raz Śląsk w grupie mistrzowskiej grał w sezonie 2014/15. Trenerem był wówczas Tadeusz Pawłowski i na koniec rozgrywek wrocławianie zajęli czwarte miejsce, co im dało prawo gry w europejskich pucharach. Od tamtej pory co rok zespół z Oporowskiej bił się o utrzymanie, a w poprzednich rozgrywkach był już nawet jedną nogą w pierwszej lidze i dopiero cztery wygrane ostatnie mecze uratowały ekipę trenera Vitezslava Laviczki. Przed trwającym sezonem włodarze klubu zapowiadali przełamanie, a gwarantem sukcesu miał być czeski trener. I się udało. Wrocławianie od początku byli w ligowej czołówce i dosyć pewnie znaleźli się w pierwszej ósemce. Prezes Waśniewski przyznał, że miejsce w grupie to był cel minimum i nie wyobraża sobie, aby zespół przestał walczyć. - Obecność w grupie mistrzowskiej bez myślenia o walce o medale byłaby grzechem zaniechania. Przez większość rundy zasadniczej Śląsk zajmował w tabeli miejsca 1-4 i trudno nie zakładać, że właśnie o takie cele będziemy walczyć przez najbliższy miesiąc. O tym, czy jestem zadowolony z przebiegu sezonu, będziemy mogli powiedzieć po 19 lipca. Od najbliższego weekendu rozpoczynamy walkę o medale mistrzostw Polski - dodał. Właścicielem Śląska jest gmina Wrocław, co zapewnia finansową stabilność, ale klub nie należy do krezusów. Na Oporowskiej każdy grosz się liczy i nikt nie zamierza tam żyć ponad stan. Ewentualne miejsce dające prawo gry w europejskich pucharach na pewno tej polityki nie zmieni i Śląsk nie zacznie wydawać dużych kwot na transfery, aby wzmocnić zespół.