U kogo, jeśli nie pod skrzydłami trenera Jana Urbana, którego swego czasu nazwał drugim ojcem, miałby przywrócić swoją karierę na właściwe tory Jakub Kosecki? Już w 2012 roku to właśnie osoba tego szkoleniowca sprawiła, że piłkarz zdecydował się wrócić do Warszawy z wypożyczenia w Lechii Gdańsk. "Trenerowi Urbanowi zawdzięczam najwięcej. Potrafił mi zaufać i wydobyć to, co najlepsze. Wiedziałem, że jeśli zagram słabszy mecz, to w kolejnym i tak wyjdę w pierwszym składzie. Dzięki temu nabrałem luzu i pewności siebie w grze" - tłumaczył "Kosa" w rozmowie z Legia.net. Minęło pięć lat i historia niemal zatoczyła koło, tylko że w zupełnie innych okolicznościach. Diametralna różnica polega też na tym, że wówczas pomocnik był utalentowanym zawodnikiem, z szansami na wielką karierę i dogonienie swojego taty Romana, 69-krotnego reprezentanta Polski. Dzisiaj Kosecki junior liczy sobie 26 lat i, czy to mu się podoba, czy nie, ewentualne potknięcie w drużynie z Wrocławia sprawi, że będzie mógł powoli spisywać na straty swoją karierę. Na oczekiwaniach wobec zawodnika ciąży też bardzo wysoki kontrakt, opiewający na ok. 64 tys. złotych miesięcznie. Tuż przed startem sezonu Ekstraklasy Kosecki udzielił wywiadu "Przeglądowi Sportowemu". W nim daje do zrozumienia, ze wciąż drzemie w nim spory potencjał, choć pogodził się, że nigdy nie wydostanie się z cienia ojca. W swojej ocenie podpiera się także opinią trenera Urbana. "Widzę, ile trener Urban pokłada we mnie nadziei, nie chcę go zawieść. Zrobił wszystko, żebym trafił do Wrocławia. On wie, jak wykorzystać moje atuty. I jest uczciwy, a w dzisiejszych czasach to wcale nie takie oczywiste. Ostatnio powiedział, że jeśli będę go słuchał i robił to, co każe, to wciągnę tę ligę nosem" - stwierdził Kosecki, trzykrotny mistrz Polski z Legią. Zdaniem żony Aleksandry, jej ukochany nabrał pokory i zmądrzał. AG