Śląsk bardzo potrzebował tego zwycięstwa. W sześciu ostatnich kolejkach wrocławianie cieszyli się z kompletu punktów tylko raz - 10 września w starciu z zakopaną na dnie tabeli Lechią Gdańsk. Przed rozpoczęciem spotkania z Górnikiem podopieczni Ivana Djurdjevicia znajdowali się na 14. miejscu, a przecież przed rozpoczęciem sezonu z Wrocławia dobiegały głosy mówiące o tym, że chcą skończyć z marazmem. W Zabrzu nastroje były zresztą podobne. Duże kontrowersje wywołało zwolnienie Jana Urbana, ale zdaniem włodarzy klubu Bartosch Gaul i armia nowych piłkarzy mieli wprowadzić KSG na wyższy poziom. Na razie wszystko wskazuje jednak na to, że zabrzański stryjek wymienił siekierkę na kijek. Po porażce we Wrocławiu "Górnicy" niebezpiecznie zbliżyli się do strefy spadkowej. Nad 16. w tabeli Koroną mają tylko dwa punkty przewagi, a przecież kielczanie dopiero rozegrają swoje spotkanie. Śląsk Wrocław odważnie ruszył na rywala Od samego początku Śląsk był aktywniejszy i sprawiał wrażenie zespołu, któremu bardziej zależy - na składnych akcjach, golach, a w końcu na zwycięstwie. W 11. minucie wysiłki wrocławian zostały nagrodzone. Łukasz Bejger zagrał do stojącego w polu karnym Matiasa Nahuela, a ten zdecydował się na strzał. Piłka odbiła się od Blaża Vrhoveca i wpadła do siatki. Zabrzanie nie mieli pomysłu, jak odwrócić niekorzystną dla siebie sytuację. W końcu sprawy w swoje nogi wziął Lukas Podolski, który przedryblował kilku rywali i oddał celny strzał. Nie był jednak na tyle silny, aby zaskoczyć Rafała Leszczyńskiego. Śląsk dostał sygnał ostrzegawczy i nie zamierzał go lekceważyć. W 20. minucie - krótko po szarży Podolskiego - gospodarze podwyższyli na 2:0. Prostopadłe podanie dotarło do Erika Exposito, a Hiszpan doskonale wiedział, co zrobić z futbolówką. To pierwszy od blisko roku mecz, w którym wrocławianie wypracowali sobie dwubramkową przewagę nad rywalem. Po raz ostatni ta sztuka udała im się 23 października 2021 roku w starciu z Wisłą Kraków. Dobrą pierwszą połowę w swoim wykonaniu Śląsk okupił jednak dwoma urazami. Djurdjević zmuszony był ściągnąć z boiska Dennisa Jastrzembskiego i Matiasa Nahuela - odpowiednio w 28. i 38. minucie. Na dokładny raport medyczny trzeba będzie jeszcze poczekać. Kibicom pozostaje więc teraz cieszyć się z istotnych trzech punktów i ściskać kciuki za zdrowie dwóch ważnych graczy. Śląsk Wrocław dowiózł zwycięstwo Po zmianie stron Śląsk skomplikował sobie nieco sytuację. W 55. minucie sędzia podyktował rzut karny dla gości po faulu Konrada Poprawy na Jeanie Julesie Mvondo. Piłkę na 11. metrze ustawił sobie młody Szymon Włodarczyk i z dużym spokojem wykorzystał swoją okazję. Trafienie dla Górnika sprawiło, że temperatura spotkania wzrosła. Zabrzanie chcieli pójść za ciosem i szybko doprowadzić do remisu, z kolei gospodarze szukali sposobności, aby wrócić na bezpieczniejsze, dwubramkowe prowadzenie. Efekt dla neutralnego widza był zadowalający, bo oznaczał więcej akcji ofensywnych. Taki stan niestety nie utrzymał się jednak długo. Po kilku minutach oba zespoły wróciły do zachowawczej gry. Kiedy wydawało się, że nic więcej już się w tym spotkaniu nie wydarzy, Śląsk znalazł w sobie nowe siły. W 2. minucie doliczonego czasu Łukasz Bejger podwyższył wynik na 3:1. Wahadłowy oddał strzał z ostrego kąta i jak się okazało - warto było zaryzykować. Dwie minuty później było 4:1, a Patrick Olsen wykorzystał serię fatalnych błędów defensywy przyjezdnych. Zwycięstwo pozwoliło wrocławianom awansować na 10. miejsce w tabeli. Do końca kolejki pozostało jednak jeszcze sporo meczów, więc dużo się może w tym zakresie zmienić. Pewne jest natomiast, że WKS nie spadnie po tej serii gier poniżej 12. lokaty. Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 4:1 (2:0) Bramki:1:0 Blaż Vrhovec 11' (s.)2:0 Erik Exposito 20'2:1 Szymon Włodarczyk 55' (k.)3:1 Łukasz Bejger 90+2'4:1 Patrick Olsen 90+4' Jakub Żelepień, Interia