Dla Lecha mecz we Wrocławiu miał podwójne znaczenie. Po pierwsze - był rewanżem za porażkę aż 0-3 na swoim boisku z listopada. Po drugie - zespół trenera Mariusza Rumaka był bardzo mocno osłabiony, a obrona po raz pierwszy grała w takim zestawieniu. Tuż przed spotkaniem rozchorował się Luis Henriquez, a kontuzji na treningu doznał Hubert Wołąkiewicz. Obaj pojechali do Wrocławia, ale Rumak wolał oszczędzać ich zdrowie - Panamczyk wszedł dopiero w ostatnich minutach. W linii obronnej znaleźli się za to dwaj pomocnicy (Łukasz Trałka i Mateusz Możdżeń), a prawonożny Tomasz Kędziora został przesunięty na lewy bok. Ewentualne zwycięstwo nad ustępującym mistrzem byłoby więc podwójnie cenne. Trener Śląsk Stanislav Levy takich problemów kadrowych nie miał - we Wrocławiu ważniejsze jest to, kto po sezonie opuści zespół. Jeżeli Sebastian Mila, to Śląsk straci mózg. Jeżeli Marcin Kowalczyk - nie będzie piłkarza będącego obecnie w znakomitej formie. Piłkarz powołany do reprezentacji kraju na mecze z Liechtensteinem oraz Mołdawią od początku był najaktywniejszym graczem Śląska. Poznaniacy zamknęli gospodarzom możliwość gry bokami, wyłączyli też Milę. Śląsk może i przeważał, ale okazji bramkowych nie miał prawie w ogóle. Lech nie był za to zbytnio osłabiony w ataku. Goście czaili się na swojej połowie, a gdy tylko pojawiała się okazja - rozpoczynali kontratak. W 6. minucie wystarczył moment nieuwagi wrocławian, a już Tonew wykorzystał swoją szybkość. Uciekł Krzysztofowi Ostrowskiemu, technicznie uderzył spoza pola karnego, ale pomylił się może o metr. Później Gergo Lovrencics uciekł Mariuszowi Pawelcowi, ograł Adama Kokoszkę, ale kopnął w boczną siatkę. Lech stosował dość proste środki w ataku - dalekimi podaniami szybko przechodził do ataku. Gospodarze byli zmuszeni do gry w ataku pozycyjnym. Gdy niewiele miejsca miał Mila, a słabo spisywał się wysunięty Łukasz Gikiewicz, trudno było liczyć na fajerwerki. Najlepszą okazję zmarnował w 21. minucie Waldemar Sobota: po kontrataku znalazł się sam przed Kotorowskim, ale bramkarz Lecha dobrze wybiegł z bramki. Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym lepiej grali poznaniacy. W 37. minucie Rafał Gikiewicz znakomicie obronił strzał spoza pola karnego Łukasza Teodorczyka. Dwie minuty później Teodorczyk zagrał na środku boiska do Kaspera Hamalainena, ten ruszył z kontrą. Poznaniacy mieli przewagę trzech na dwóch, ale w końcowej fazie Fin za lekko zagrał w kierunku Teodorczyka. Miał szczęście, bo wślizgiem zaatakował piłkę Kowalczyk i wyłożył ją Rafałowi Murawskiemu. Kapitan Lech strzelił zaś do siatki. Później szanse miał jeszcze Lovrencics, ale znów kapitalnie interweniował Gikiewicz. Na drugą połowę wrocławianie wyszli z dwoma zmianami w składzie, ale ich gra się nie zmieniła. Kotorowski nie miał za wiele pracy, a w 74. minucie losy spotkania mógł rozstrzygnąć wprowadzony chwilę wcześniej na boisko weteran Piotr Reiss. Gdyby lepiej przyjął piłkę na pograniczu pola karnego, byłby sam przed Gikiewiczem. A tak bramkarz Śląska zaliczył kolejną udaną interwencję. Gospodarze wyrównali w 83. minucie, gdy jeden jedyny raz trochę więcej wolnego miejsca miał Mila. Fakt, że na swojej połowie, ale to wystarczyło. Pomocnik Śląska popisał się znakomitym 50-metrowym podaniem do Erica Mouloungui - ten przyjął piłkę przy biernej postawie Marcina Kamińskiego. Później kopnął idealnie między nogami Kotorowskiego. Oba zespoły jeszcze atakowały, ale w ostatnich minutach egoizm piłkarzy brał górę na zespołową grą. Śląsk utrzymał trzecie miejsce w tabeli, bo Piast Gliwice tylko zremisował w Warszawie z Polonią. Bramka dla "Czarnych Koszul" padła chwilę wcześniej przed wyrównującego golem Mouloungiego. W ostatniej kolejce wrocławianom nie będzie łatwo obronić punkt przewagi nad zespołem z Gliwic - sami jadą do Warszawy na pojedynek z Legią, zaś Piasta podejmie broniący się przed degradacją GKS Bełchatów. Po meczu powiedzieli: Mariusz Rumak (trener Lecha Poznań): "W takim składzie i z tak eksperymentalnie ustawioną linią obrony, której nawet nie mieliśmy okazji przetestować, to z remisu trzeba być zadowolonym. Mieliśmy plan, żeby zagrać głębiej w obronie i szybko przejść do kontrataku i momentami nam się to udawało, ale gdyby nie błędy techniczne, to mogliśmy sobie stworzyć więcej sytuacji. Jeśli chodzi o pierwsze i drugie miejsce, to tabela jest już ustawiona i gramy dla tych wspaniałych kibiców, którzy za nami jeżdżą". Stanislav Levy (trener Śląska Wrocław): "W pierwszej połowie graliśmy dobrze piłką, stworzyliśmy sobie sytuacje bramkowe, ale byliśmy nieskuteczni. Tuż przed przerwą straciliśmy bramkę po szybkiej kontrze, więc w przerwie zaryzykowałem i dokonałem dwóch zmian. Przyniosły one efekt, bo udało nam się doprowadzić do wyrównania. Ten remis dał nam szansę walki o trzecie miejsce. Z drugiej strony chcemy grać w europejskich pucharach i to dla nas najważniejsze, ale trzecie miejsce będzie dla Śląska najbardziej zasłużone. Przy bardzo trudnym meczu z Legią na koniec, postaramy się o to". Andrzej Grupa, wsz 29. kolejka T-Mobile Ekstraklasy: Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1-1 (0-1) Bramki: 0-1 Murawski (39. minuta), 1-1 Mouloungui (83. minuta) Śląsk: R. Gikiewicz - Ostrowski, Grodzicki, Kokoszka, Pawelec (46. Socha) - Sobota, Kowalczyk ŻK, Stevanović (85. Cetnarski), Mila, Ćwielong - Ł. Gikiewicz (46. Mouloungui). Lech: Kotorowski - Możdżeń, Kamiński, Trałka, Kędziora (87. Henriquez) - Lovrencics, Murawski, Drewniak, Hamalainen (72. Reiss), Tonew - Teodorczyk ŻK (64. Ubiparip). Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń). Ekstraklasa: Wyniki, strzelcy, tabela