Śląsk prowadził z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (1-0), gdy w 82. minucie zawodnicy gości we dwóch pobiegli na bramkarza Termaliki. Kiełb wybiegł jednak przed Paixao, a Portugalczyk podał mu piłkę do przodu. Zgodnie z przepisami w tej sytuacji linię spalonego wyznaczała futbolówka, więc arbiter liniowy nie miał wątpliwości i podniósł chorągiewkę. "Ależ zepsuli tę akcję" - nie mógł się nadziwić komentator meczu, a Kazimierz Węgrzyn dodał: "Jak ten Kiełb mógł się tak ustawić? Przecież widział, że jest przed Flavio. To nieprawdopodobne, by zepsuć taką akcję!"Błąd był tym bardziej bolesny, że w końcówce Termalika strzeliła bramkę i spotkanie zakończyło się 1-1. Po meczu Kiełb próbował się tłumaczyć. - Jak to, co się stało? To nie widzieliście? Byłem na półmetrowym spalonym, popełniłem ogromny błąd, więc to takie trochę głupie pytanie. Szkoda, strzelilibyśmy na 2-0 i byłoby po meczu - mówił pomocnik Śląska w rozmowie z oficjalną stronńą klubu.Suchej nitki na kolegach nie pozostawił jednak Tomasz Hołota. - Mieliśmy... no 200-procentową sytuację. Takie rzeczy robi się w juniorach i nawet piłkarze z naszej akademii nie psują takich sytuacji, potrafią utrzymać linię spalonego - skomentował szyderczo pomocnik wrocławian. Tymczasem sytuacja Śląsk jest coraz trudniejsza. W 18 meczach zdobył tylko 16 punktów i zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli...