Kliknij, aby przejść do zapisu relacji na żywo z meczu Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych Sandecja zaliczyła siódmy, a Lech czwarty mecz z rzędu bez wygranej. I takie rozwiązanie jest jak najbardziej sprawiedliwe, choć z niego mniej powinni być zadowoleni poznaniacy. Po wygranej z Legią kibice "Kolejorza" jeszcze mocniej uwierzyli, że ten sezon może należeć do nich. Tyle że później przyszły trzy remisy i porażka, do którego piłkarze Nenada Bjelicy w sobotę znów dołożyli tylko punkt i czołówka zaczyna im uciekać. Lech zaczął mecz, jakby chciał przedziurawić defensywę Sandecji dośrodkowaniami. Tylko w pierwszych dziesięciu minutach goście aż osiem razy wrzucali piłkę w pole karne, ale na ogół lądowała ona w rękach Michała Gliwy lub na głowie jednego z defensorów. Jedyny strzał oddał Emil Dilaver, ale nad poprzeczką. W tym czasie sądeczanie bodaj raz przebili się pod pole karne poznaniaków i to po samym rozpoczęciu, gdy zdecydowali się na zagranie tzw. piłki do nikogo. Lech jednak też nie był w stanie zagrozić Sandecji, ale i tak doczekał się dobrej okazji, bo błąd popełnił Gliwa. Bramkarz gospodarzy złapał piłkę, ale z impetem wyjeżdżał z nią za pole karne, więc musiał wypuścić futbolówkę. Poznaniacy jednak w porę się w tym nie połapali i skończyło się na strachu sądeczan. Piłkarzom Radosława Mroczkowskiego wystarczył kwadrans, by przekonali się, że Lech ciągle jest w ofensywnym dołku i to zakopany po uszy. Efekt był taki, że w pierwszej części goście oddali jeden i to niegroźny ceny strzał, za to Sandecja była o centymetry od zdobycia gola. W 20. minucie w polu karnym Lecha doszło do zamieszania i w pewnym momencie Alensandar Kolew podniósł ręce z radości. Bułgar próbował przekonać sędziego, że piłka przekroczyła linię bramkową, ale Krzysztof Jakubik był innego zdania i miał rację - gola nie było. Sandecja, choć słabsza piłkarsko, próbowała jakoś konstruować akcje, za to starania Lecha często kończyły się na dwóch podaniach lub kompletnym nieporozumieniu. Trener Nenad Bjelica przechadzał się przy linii bocznej ze zwieszoną głową, jakby nie mógł uwierzyć, że jego zawodnikom czasem i kopnięcie piłki na 10 metrów może sprawiać aż takie problemy. W 65. minucie chyba cały stadion słyszał okrzyk rozczarowania Wojciecha Trochima. Pomocnik Sandecji przyjął piłkę w polu karnym, uderzył po długim rogu, ale minimalnie obok słupka. Za to w Lech w ofensywie dalej zawodził na całej linii, a szczególnie słabo grali pomocnicy. Radosław Majewski nie posłał żadnego otwierającego podania, a udane rajdy skrzydłowych można było policzyć na palach jednej ręki. Mimo to Bjelica ze zmianami czekał aż do 71. minuty, gdy Majewskiego zmienił Nicklas Baerkroth. Chwilę wcześniej groźnie z rzutu wolnego znów uderzył Trochim. W końcówce to jednak goście mogli przechylić szalę na swoją korzyść, ale uderzenie Rakelsa z linii wybili obrońcy, a dobitka Baerkrotha była niecelna. W następnej kolejce Sandecja zagra w Gdyni z Arką, a Lech podejmuje Wisłę Płock. Z Niecieczy Piotr Jawor Sandecja - Lech Poznań 0-0 Sandecja: Gliwa - Basta, Kraczunow, Szufryn, Brzyski - Kasprzak, Cetnarski (41. Gałecki) - Piszczek, Trochim (86. Danek), Małkowski (61. Dudzic) - Kolew Ż. Lech: Putnocky - Gumny, Dilaver, Nielsen, Kostewycz - Trałka, Gajos (75. Radut) - Jevtić (80. Rakels), Majewski (71. Baerkroth), Makuszewski - Gytkjaer. Żółte kartki: Trochim, Brzyski, Piszczek - Nielsen Widzów: 2544. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz Ranking Ekstraklasy - zobacz!