Sandecja w niedzielę rozegrała swój pierwszy, historyczny mecz w Ekstraklasie, ale dla Michała Gliwy był to 73. występ na tym poziomie rozgrywek, a czwarty na obiekcie w Poznaniu. - Nie udało mi się jeszcze wygrać, ale pierwszy raz mam czyste konto - śmiał się po meczu wyraźnie zadowolony golkiper sądeczan. Siedem lat temu zremisował przy Bułgarskiej ze swoją Polonią Warszawa 2-2, a w 2013 roku najpierw przegrał jako bramkarz Zagłębia Lubin 1-3, a jesienią zremisował tu 1-1. Teraz wynik 0-0 sprawił dużą radość piłkarzom z Nowego Sącza. To właśnie Gliwa miał spory wkład w ten punkt, bo w pierwszej połowie obronił dwa strzały z bliska Radosława Majewskiego, później rzut wolny z dystansu Macieja Gajosa, a po przerwie uderzenia Macieja Makuszewskiego i Christiana Gytkjaera, choć po tym drugim piłka przeleciała mu pod pachą. Zdążył ją jednak złapać. - Znam "Maję", graliśmy razem w Polonii Warszawa, więc trochę się zapamiętało. To była taka instynktowna interwencja, skrócenie kąta - mówił o swojej paradzie z 44. minuty. Zresztą nie tylko Majewski jest tym piłkarzem Lecha, z którym Gliwa występował już w karierze w jednym zespole. - Grałem z Łukaszem Trałką, Denissem Rakelsem i w Rumunii z Mihaiem Radutem. Można zapamiętać ich pewne nawyki, ale też w rozpracowaniu rywala pomagają sparingi, jakieś detale się wyciąga. Najważniejsza jest jednak głowa i spokój. Wiadomo, że na Lechu jest atmosfera, wrzawa, nie wolno dać się ponieść emocjom - tłumaczył bramkarz Sandecji. Strzał z rzutu wolnego Macieja Gajosa obronił w ładnym stylu, ale było to uderzenie z blisko 30 metrów. Zdecydowanie trudniejsza mogło być sytuacja z rzutem wolnym z Mihaiem Radutem w drugiej połowie, bo rumuński pomocnik uderzał z 18 metrów. - W Pandurii broniłem jego uderzenia, ale na treningach, bo graliśmy w jednym zespole. Nie widziałem piłki, zawodnicy z Lecha stali w murze, przedłużyli go. Myślałem, że Mihai strzeli inaczej, niżej, czekałem do końca. Na szczęście kopnął nad bramką - wspomina Gliwa. - Jasne, że jesteśmy zadowoleni. Dużo drużyn tu przyjdzie i potraci punkty, nie mamy na co narzekać. Może ten historyczny punkt będzie na wagę złota? Sympatycy Sandecji będą chyba zadowoleni - mówi bramkarz beniaminka, który o swoim miejscu w składzie dowiedział się w niedzielę rano. Wygrał rywalizację z Łukaszem Radlińskim, poznaniakiem, który kiedyś grał w juniorskich drużynach Lecha, a później przez lata reprezentował miejscową Wartę. - Szanujemy się z Łukaszem, ale każdy walczy o swoje. On grał więcej w pierwszej lidze, zrobił awans, ale był nowy okres przygotowawczy, nowe rozdanie i na dzień dzisiejszy ja wygrałem miejsce. Wierzę, że już go nie oddam - twierdzi Gliwa. Mecz w Poznaniu pokazał, że to właśnie formacja defensywna może być największym atutem sądeczan. - To najbardziej zgrana formacja, bo niewiele się w niej zmieniło. Odszedł Kamil Słaby, doszedł Tomek Brzyski, jest jeszcze nowy solidny środkowy obrońca z Bułgarii. To monolit. Trochę więcej pracy czeka nas w ofensywie, tam jest większa improwizacja i zobaczymy, jak to będzie w dalszych spotkaniach - opowiada bramkarz Sandecji. W drugiej kolejce beniaminek z Nowego Sącza zmierzy się w Niecieczy ze zdobywcą Pucharu Polski Arką Gdynia, później czekają ją wyjazdy do Warszawy i Białegostoku. - Nie przesadzajmy, że będzie łatwiej. Może na papierze tak to wygląda, ale Arka wygrała przecież z Legią w Superpucharze, a teraz pokonali napakowany nowymi transferami Śląsk. Będzie ciężka przeprawa. Gramy teraz z kilkoma faworytami z rzędu, ale jak to przetrwamy, to może później będzie dobrze. To przetarcie, które ma swoje plusy i minusy. Szkoda, że meczów domowych nie gramy w Nowym Sączu, bo to była nasza twierdza w pierwszej lidze. Mam nadzieję, że w Niecieczy też nam wiatry będą sprzyjały - kończy bramkarz Sandecji. Andrzej Grupa <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Wyniki 1. kolejki, tabela i terminarz Ekstraklasy</a>