Stępiński trafił do Ruchu latem zeszłego roku, żeby odbudować formę po nieudanym pobycie najpierw w 1.FC Nuernberg, a potem w Wiśle Kraków. Szybko stał się nie tylko jednym z liderów "Niebieskich", ale także czołowym napastnikiem Ekstraklasy. W poprzednim sezonie zdobył dla chorzowian 15 bramek, będąc najskuteczniejszym polskim snajperem. Dzięki temu znalazł się w kadrze "Biało-czerwonych" na Euro 2016. Od miesięcy głośno mówi się o tym, że odejdzie z Ruchu. Na razie piłkarz trenuje we francuskim Nantes. Właściciel tamtejszego klubu Waldemar Kita zżyma się na władze Ruchu, że nie może dopiąć transferu. - Rozmowy trwają. Nie jest tak, jak przedstawia to strona francuska, że przeciągamy sprawę. Jeśli nie wszystko będzie klarowne i wyjaśnione przez prawników, to do parafowania umowy nie dojdzie. Ja podpiszę się tylko pod transferem, który będzie korzystny dla Ruchu - mówi Interii Janusz Paterman, nowym prezes chorzowskiego klubu. Mówi się, że na transferze swojego czołowego piłkarza, Ruch ma zarobić około 1,5 mln euro. Spora część tej kwoty, bo około 40 procent, ma jednak trafić na konto 1.FC Nuernberg, gdzie Stępiński grał w latach 2013 -14. W końcówce letniego okienka transferowego wszystko może się jednak zdarzyć. Jak się okazuje, są też inni zainteresowani pozyskaniem polskiego napastnika. W grę mają wchodzić kluby z czołowych lig europejskich. Jak potoczą się losy zawodnika pokażą najbliższe godziny czy dni. - Okienko transferowe jest otwarte do końca sierpnia, a Mariusz Stępiński nadal jest naszym pracownikiem. Z Ruchem ma jeszcze ważny kontrakt przez dwa lata. Zresztą wcale nie musi być teraz sprzedany - tłumaczy prezes Janusz Paterman. Michał Zichlarz