Drugie miejsce w lidze, tytuł "Trenera Sezonu", mnóstwo ciepłych słów pod pana adresem. To najprzyjemniejsze dni w pana karierze?Waldemar Fornalik: - Na pewno. Osiągnąłem największy sukces, jak do tej pory. Odczuwam podwójną satysfakcję, ponieważ głosowali ludzie z branży, czyli trenerzy i kapitanowie. Myślę, że potrafią obiektywnie ocenić, kto prezentuje jaki poziom sportowy. To bardzo ważny moment w mojej pracy.Co sezon traci pan czołowych piłkarzy, a mimo tego pana Ruch gra coraz lepiej. Jak to się robi?- Wielokrotnie podkreślam, że najważniejsi są ludzie, z którymi się pracuje, którzy pomagają i z oddaniem poddają się pewnym rygorom. To w skrócie recepta na sukces. Nie decydują tylko pieniądze, w przeciwnym razie to wszystko nie miałoby sensu. Dlatego praca w futbolu jest taka piękna, nieprzewidywalna i daje ogromną satysfakcję.Ale z większą gotówką można jeszcze więcej...- Liczę, że doczekam takich czasów, gdy pieniędzy w klubie będzie więcej i będziemy mieć większe możliwości. Wtedy w stu procentach odpowiemy sobie na pytanie, czy zrobiliśmy wszystko najlepiej jak potrafiliśmy.Długo pozostanie pan w Ruchu?- Życie pisze różne scenariusze. Podpisując kontrakt nawet na dziesięć lat, nie ma się gwarancji, że zostanie się w klubie przynajmniej przez rok.Drugie miejsce to duży sukces Ruchu, ale nie myśli pan czasami o wpadce u siebie z ŁKS Łódź w 28. kolejce? Wówczas tylko zremisowaliście 2-2.- Takich meczów można znaleźć więcej, ale były też spotkania, które niekoniecznie musieliśmy wygrać. Ktoś powiedział, że suma szczęścia w sporcie wychodzi na zero. Zrobimy jakiś bilans, zastanowimy się nad tym, ale teraz nie chcemy mącić naszej radości "gdybaniem". Bardzo cieszymy się z wicemistrzostwa.Uchodzi pan za człowieka kulturalnego, grzecznego. Jak z takim charakterem odnajduje się pan w piłkarskim środowisku, gdzie jest mnóstwo emocji, czasami niezdrowych?- Słyszę zarzuty, że nie jestem medialnym trenerem, ale ja chcę być normalnym człowiekiem i szkoleniowcem. Jeśli robi się swoje, to wcześniej czy później efekty powinny przyjść, a ludzie to docenią. Wyznaję zasadę, żeby nie obrażać zawodników, zresztą najłatwiej jest kogoś wyzywać. Niech to będzie nawet ostra reakcja, ale w miarę konstruktywna.Podczas gali w Warszawie podsumowującej sezon ekstraklasy drużyna Ruchu pokazała się jako bardzo zgrana, lubiąca się grupa ludzi. To też chyba nie jest łatwe? W innych klubach różnie bywa z atmosferą w szatni.- Udało nam się dobrać ludzi, którzy dobrze się czują ze sobą na co dzień. Odpowiednio się rozumieją, co z kolei przenosi się na boisko. To oczywiście nie jest proste. Pomyłki każdemu się zdarzają, nam też się trafiały. W sumie jednak umieliśmy je zminimalizować.Jaki był najtrudniejszy moment sezonu? Przegrany finał Pucharu Polski z Legią Warszawa 0-3?- Tak. Wtedy byliśmy po kilku trudnych meczach o dużą stawkę. Po finale z Legią obawialiśmy się, że to wszystko może się +rozejść, siąść+. Najważniejsze było, aby scalić drużynę i wrócić na właściwe tory. To nam się udało.W ubiegłym sezonie najlepszym trenerem został wybrany Orest Lenczyk ze Śląska Wrocław, który - podobnie jak pan teraz - zdobył wicemistrzostwo. Teraz ten sam szkoleniowiec jest już mistrzem kraju.- Jeżeli miałbym za rok zostać z drużyną mistrzem Polski, to niech tak będzie...W kadrze na Euro 2012 nie ma żadnego piłkarza Ruchu, a jedynie na liście rezerwowej znalazł się Arkadiusz Piech (uznany najlepszym piłkarzem sezonu w Ekstraklasie). Jest pan zaskoczony wyborami Franciszka Smudy?- Nie, mnie taka sytuacja nie zdumiewa. To selekcjoner kształtuje kadrę, ma swoją wizję i decyduje, kogo potrzebuje. Ustawia zespół pod własną taktykę. Zresztą Arek jest na liście rezerwowych. Nie wiadomo, co jeszcze może się wydarzyć. W poprzednich sezonach pana zespół był systematycznie osłabiany. Czy jest szansa, że tym razem do występów w Lidze Europejskiej przystąpicie przynajmniej w podobnym składzie jak obecnie?- Mam nadzieję, że nie tylko utrzymamy obecną drużynę, ale jeszcze ją wzmocnimy. Startujemy dopiero od drugiej rundy kwalifikacji LE, więc jest trochę czasu na urlop i ruchy transferowe. Rozmawiał Maciej Białek