- Żeby było jasne - żal mi tego klubu. Grałem w nim dwa razy i uważam to za zaszczyt, ale uważam, że powinienem dostać pieniądze, na które ciężko zapracowałem. Takiej sumy nie znajdę na ulicy - podkreśla Grzanka, który niedowierza w informacje, że Ruch spłacił 88 procent zadłużenia. - Wymienić panu listę nazwisk z osobami, którym Ruch zalega pieniądze? Jerzy Wielkoszyński, Orest Lenczyk, Mariusz Masternak, Jacek Matyja, Bartłomiej Jamróz, Rafał Kwieciński - wylicza Grzanka. - Wiem za to, że Sławek Paluch jest jednym z tych, którym klub spłaca raty. Grzanka występował przy Cichej w latach 1999 - 2000 i 2001-2002. Ma dokumenty i prawomocną decyzję PZPN-u, że Ruch powinien mu wypłacić 43 tys. zł. - W 2001 r. zawarłem ugodę z ówczesnym prezesem ruchu Krystianem Rogalą na spłatę wierzytelności w trzech ratach. Dostałem tylko pierwszą i połowę drugiej - twierdzi. - Co ciekawe, w trakcie przekształacania Ruchu w sportową spółkę, w klubowych papierach zniknęło gdzieś 20 tys. zł należnych mi! Ruch utrzymuje, że jest mi winien 23 tys. zł, podczas gdy stan faktyczny to 43 tys. zł! Pan Waldemar zapewnia, że żaden ze znanych mu wierzycieli nie wie nic o rzekomym planie spłaty długów, na który to argument Ruch i jego fani się powołują. - Owszem, rozmawiałem raz z panem Ziętkiem (dyrektor Ruchu). Zaproponował mi ugodę. Później jednak, gdy przyszło omówić szczegóły, pan Ziętek przestał się ze mną kontaktować. Widocznie zabrakło mu czasu - ironizuje Grzanka i nie dziwi się PZPN-owi, który odmówił Ruchowi licencji na grę w I lidze, choć jednocześnie żałuje, że zabraknie wśród najlepszych drużyn miejsca dla 14-krotnego mistrza Polski.