To był, aż do poprzedniego sezonu i tytułu Piasta Gliwice, ostatni mistrz z Górnego Śląska. W ostatnich rozgrywkach za komunizmu całe podium zostało zajęte przez Ślązaków. Na ligowych boiskach trwała zwyczajowa łupanka, o wiele ważniejsze rzeczy działy się w rządowych i solidarnościowych gabinetach. Najpierw, 30 listopada 1988 roku, wyludniły się ulice; kto miał w telewizorze mógł obejrzeć debatę Alfreda Miodowicza z Lechem Wałęsą. Dziś można kpić z tamtych nadziei, ale wtedy czuć było euforię, że Lechu po latach w podziemiu ma się dobrze i dał na wizji radę przedstawicielowi reżimu. Zaraz potem rozpoczęły się rozmowy Okrągłego Stołu; wciąż nie wiemy, czy nas tam sprzedano i za ile - pewne jest, że zmienił się system. Zmiana systemu politycznego niosła za sobą również zasady finansowania sportu, w tym piłki nożnej. Symboliczna jest tabela końcowa sezonu 1988/89 - trzy pierwsze miejsca zajęły kluby ze Śląska, finansowane przez kopalnie (czy też hutę jak Ruch Chorzów). Dopiero po trzech dekadach kolejnemu klubowi z Górnego Śląska - Piastowi Gliwice - udało się stanąć na najwyższym ligowym podium. O tym, że miały przyjść ciężkie czasy, świadczyły również trzy ostatnie lokaty - też zajęte przez kluby górnicze. Górnik Zabrze był najlepszy w czterech poprzednich sezonach z rzędu i wyszedł na prowadzenie w liczbie zdobytych mistrzostw Polski. Prowadził 14-13 z Ruchem, chociaż co do ilości niebieskich tytułów, zdania są podzielone (chodzi o sezon 1951 roku, gdy to Wisła Kraków była pierwsza w tabeli, ale tytuł mistrzowski przyznano Ruchowi jako zdobywcy krajowego pucharu). Bezsprzecznie zabrzanie byli zdecydowanym faworytem sezonu 1988/89. I rzeczywiście na półmetku wszystko szło zgodnie z planem: podopieczni Marcina Bochynka prowadzili z przewagą dwóch punktów nad GKS-em Katowice i trzech nad Ruchem. Należy podkreślić, że "Niebiescy" w tamtym sezonie byli ligowym beniaminkiem. Po barażach z Lechią Gdańsk dwa sezony wcześniej po raz pierwszy w swej historii opuścili ekstraklasę. Mocno przyczynił się do tego Janusz Jojko swym przedziwnym golem samobójczym. Ruch błyskawicznie wrócił do I ligi, a Jojko przeszedł do GKS-u Katowice i w omawianym sezonie opuścił tylko jedno spotkanie. Twardziel. W Katowicach grał również do pewnego momentu Andrzej Rudy, uważany za ogromny talent 23-letni zaledwie bohater głośnego transferu ze Śląska Wrocław. 5 listopada 1988 roku pan Andrzej po raz ostatni zagrał dla klubu Mariana Dziurowicza w lidze; "Gieksa" niespodziewanie przegrała pod Wawelem z Wisłą 1-3. Potem nastąpił wyjazd kadry na towarzyski mecz w Mediolanie z reprezentacją ligi włoskiej (w składzie której zagrali m.in. Diego Maradona, Claudio Caniggia i Lothar Matthäus). Gdy w mediolańskim hotelu Rudy jadł ostatnie śniadanie w towarzystwie Janusza Jojki, smutni opiekunowie nie zauważyli nic zdrożnego. Potem Rudy wyszedł i tyle go widzieli; tak się wtedy załatwiało zagraniczne transfery. Odnalazł się w Niemczech Zachodnich. Na ile za jego decyzją stała była miss Dolnego Śląska? Ania Rudy wyjechała chwilę wcześniej autem marki Polonez do RFN. Rozłąka, nawet krótka, może dokuczyć najtwardszemu mężczyźnie. A przecież milowym krokami szła liberalizacja polityki paszportowej, o czym piłkarz nie mógł wiedzieć. Zniknięcie Rudego miało też dobre strony; wystarczyło jedno samowolne oddalenie się od ekipy, aby polski futbol wyszedł z kryjówki i przestał być zaściankiem Europy. Polskie władze sportowe musiały się przyznać wobec świata do panującego u nas, w świetle prawa międzynarodowego, zawodowstwa. Lepiej późno niż wcale. Ale wróćmy do ligi. Trzy śląskie potęgi szły łeb w łeb. Wreszcie 7 czerwca, w 27. kolejce, na stadionie w Zabrzu (oryginalnie nosił on imię Adolfa Hitlera) doszło do decydującego starcia Górnik - Ruch. Mecz o prymat na Śląsku i w kraju. Nie wiadomo co ważniejsze; wiadomo za to, że obie drużyny miały tyle samo punktów, a zabrzańscy zawodnicy prowadzili różnicą bramek. Zacytujmy katowicki "Sport": Już w 6. minucie meczu na kibiców Górnika spłynął zimny prysznic. Defensorzy zabrskiej jedenastki próbowali zastawić pułapkę ofsajdową, ale Tomasz Wałdoch nieco spóźnił się z interwencją. Wykorzystał to Krzysztof Warzycha i uruchomił celnym podaniem na skrzydło Dariusza Gęsiora. Młody pomocnik Ruchu przebiegł z piłką 20 metrów i gdy wszyscy spodziewali się dośrodkowania - strzelił silnie w krótki róg. Zaskoczony tym faktem Józef Wandzik interweniował niezbyt przekonująco i piłka ugrzęzła w siatce.W 21. minucie Ryszard Cyroń, przy asyście Dariusza Fornalaka, przewrócił się w polu karnym, lecz sędzia nie przerwał gry mimo protestów piłkarzy Górnika. Wykorzystując chwilowe zamieszanie w szeregach gospodarzy, "Niebiescy" przeprowadzili błyskawiczny kontratak. Dwójka Warzycha - Szuster bez problemów wymanewrowała Mirosława Szlezaka, lecz Krystian Szuster, będąc sam na sam z bramkarzem Górnika, przeniósł piłkę nad poprzeczką. Srodze się to zemściło 180 sekund później. Koronkową akcję tercetu Grembocki - Urban - Cyroń zakończył celnym strzałem ten ostatni.Sporną sytuację odnotowaliśmy jeszcze w 40. minucie, gdy dla odmiany chorzowianie liczyli na rzut karny. Mirosław Bąk, ostro zaatakowany przez Józefa Wandzika, przewrócił się w obrębie pola karnego, lecz i tym razem sędzia Tadeusz Diakonowicz nie przerwał gry. Z wysokości trybun wydawało się, że rzut karny był ewidentny. Ale starcie Cyronia z Fornalakiem było bardzo podobne.Po zmianie stron zabrzanie mogli objąć prowadzenie i to trzykrotnie. Najpierw Cyroń ograł Fornalika i w sytuacji sam na sam z Kołodziejczykiem strzelił prosto w ręce bramkarza Ruchu. Potem przepiękny strzał Urbana z 20 metrów golkiper chorzowian sparował na rzut rożny, a po jego wykonaniu strzał Ryszarda Komornickiego zza pola karnego trafił w poprzeczkę. Riposta gości była natychmiastowa i skuteczna. Mieczysław Szewczyk został nieprawidłowo powstrzymywany w polu karnym przez Mirosława Szlezaka i tym razem arbiter nie miał wątpliwości - rzut karny! Krzysztof Warzycha zamienił go na drugiego gola, choć Józef Wandzik był bliski obrony tego strzału.Cztery minuty przed końcem szczęście uśmiechnęło się do piłkarzy Górnika. Szarżę Ryszarda Cyronia powstrzymał w polu karnym Waldemar Fornalik i sędzia powtórnie wskazał na "wapno". Poszkodowany nie potrafił przechytrzyć bramkarza Ruchu, który sparował piłkę na rzut rożny. Dzięki temu goście wywieźli z Zabrza bezcenne dwa punkty. Kto wie, czy nie na wagę mistrzowskiego tytułu... Oceny piłkarzy według katowickiej gazety: Górnik: Wandzik 5, Grembocki 4, Wałdoch 6, Brzoza 3, Jegor 2, Zagórski 2, R. Warzycha 5, Rzepka 6, Komornicki 6, Szlezak 5, Cyroń 7, Urban 7. Ruch: Kołodziejczyk 8, Fornalak 6, Waleszczyk 4, Fornalik 7, Chorzewski 6, Nowak 7, Gęsior 8, Szuster 6, Szewczyk 5, K. Warzycha 8, Bąk 6. Goście wywieźli z Zabrza bezcenne dwa punkty, które pozwoliły im utrzymać pozycję lidera tabeli do końca sezonu. Górnik po derbowym meczu spadł na miejsce trzecie i na takim też zakończył sezon. Nikt się nie spodziewał, że kolekcjonujący mistrzowskie tytuły Górnik może przegrać. Telewizja nie przeprowadziła nawet transmisji z tego spotkania. - W możliwość zdobycia mistrzowskiego tytułu uwierzyłem po zwycięstwie nad Górnikiem w Zabrzu. Najbardziej obawiałem się tej właśnie konfrontacji - przyznał trener Jerzy Wyrobek. - "Gucio" Warzycha był wtedy w życiowej formie, chyba nigdy nie grał lepiej niż w meczu z Górnikiem. To dzięki niemu zdobyliśmy mistrzostwo - dodawał jego asystent, Henryk Wieczorek. Ich podopieczni wygrali w trzech kolejnych spotkaniach i sięgnęli po 14. w historii tytuł mistrzowski. Kibice tak świętowali tytuł, że burdy na stadionie w ostatnim meczu sezonu z Górnikiem Wałbrzych (4-1 - za trzy punkty, jeśli zwycięstwo było co najmniej trzema bramkami, ta zasada przetrwała jeszcze tylko jeden sezon) kosztowały klub trzy mecze na obcym boisku, które Ruch rozgrywał w następnym sezonie aż we Wrocławiu. Warto dodać, że właściwie wszyscy piłkarze "Niebieskich", którzy sięgnęli po tytuł, byli Ślązakami a 90 procent z nich - wychowankami Ruchu. Krzysztof Warzycha, z 24 golami, był najlepszym strzelcem. W połowie następnego sezonu przeszedł do Panathinaikosu, dla którego strzelił 288 goli. Jak już jesteśmy przy strzelcach, 17-letni Andrzej Juskowiak zdobył swego pierwszą bramkę dla Lecha Poznań - przeciw GKS-owi Jastrzębie. W następnym sezonie "Jusko" został ligowym królem strzelców, a potem, w 1992 roku, był najlepszym strzelcem Igrzysk w Barcelonie i przy okazji zdobył srebrny medal olimpijski. Z ligi spadły ostatnie dwie drużyny, a po barażach - dwie kolejne. Zawisza Bydgoszcz i Motor Lublin okazały się lepsze, odpowiednio, od Pogoni Szczecin i GKS-u Jastrzębie. Po raz ostatni rozegrano baraże między pierwszą i drugą ligą. W krajowym pucharze było równie ciekawie: w finale rozegranym na stadionie w Olsztynie Legia Warszawa pokonała Jagiellonię Białystok aż 5-2. To był świetny mecz, w którym po dwie bramki dla stołecznej drużyny zdobyli Dariusz Dziekanowski i Roman Kosecki. Ten pierwszy przeszedł do Celticu w przerwie letniej. W Legii po raz ostatni zagrał w tamtym sezonie również Stanisław Terlecki. "Stan" powrócił do USA, gdzie wcześniej wyrobił sobie nazwisko, grając dla Pittsburgh Spirit i New York Cosmos. Potem Terlecki wrócił do Polski, by w 1992 roku zagrać dla drugoligowej Polonii Warszawa razem ze swym synem Maciejem.