Zobacz wyniki, strzelców bramek, terminarz i tabelę Ekstraklasy Baszczyński opuścił Chorzów w 2000 roku - trafił wówczas do najlepszej w kraju Wisły Kraków. Teraz wrócił do klubu, w którym stawiał pierwsze kroki w dorosłej piłce. Miał trzymać w ryzach obronę "Niebieskich", a tymczasem od jego złej interwencji zaczęło się całe nieszczęście gospodarzy. Już w 2. minucie "Baszczu" tak nieszczęśliwie wybijał piłkę, że trafił w atakującego Kaspera Hamalainena. Reprezentant Finlandii świetnie przyjął futbolówkę, zagrał na wolne pole do Bartosza Ślusarskiego, który wykorzystał sytuację sam na sam z Michalem Peskoviciem. To już dziewiąty gol piłkarza Lecha w sezonie - zresztą bardzo ładny, zdobyty strzałem zewnętrzną częścią stopy. Chorzowianie byli chyba zaskoczeni tym, że Lech tak odważnie atakuje ich pressingiem. Otrząsnęli się dopiero po kwadransie, wtedy po rzucie wolnym strzał Baszczyńskiego został zablokowany, a dobitkę Łukasza Tymińskiego obronił Jasmin Burić. Bośniak stał akurat po tej stronie bramki, w którą celował pomocnik gospodarzy - inaczej nie miałby szans na wybicie futbolówki z "okienka". W Lechu mogły podobać się akcje w trójkącie Hamalainen - Ślusarski - Karol Linetty. Po zagraniu Fina i wrzutce najmłodszego Linetty’ego świetną okazję zmarnował Aleksandar Tonew. Później Ślusarski postanowił się odwdzięczyć Hamalainenowi za asystę przy golu i też wypuścił go na czystą pozycję. W sytuacji sam na sam świetnie zachował się jednak Pesković, najlepszy zawodnik Ruchu. Chorzowianie nie mieli już żadnej stuprocentowej sytuacji - Maciej Jankowski nie trafiał z dystansu w bramkę, zaś groźny strzał Łukasza Janoszki, który ograł młodego Tomasza Kędziorę, zablokował w ostatniej chwili Kebba Ceesay. Tuż przed przerwą Lech przeprowadził akcję, która uspokoiła go przed drugą połową. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Hamalainena piłka odbiła się od Łukasza Trałki i poleciała w górę. Marcin Kamiński uprzedził swojego starszego imiennika Baszczyńskiego i podwyższył na 2-0. W drugiej połowie Ruch przez kwadrans starał się strzelić kontaktowego gola. Po błędzie Ceesaya szansę miał nawet w 56. minucie Jankowski, ale uderzył za lekko i prosto w Buricia. Poznaniacy za to chwilę później podwyższyli na 3-0 i było właściwie po meczu. Łukasz Teodorczyk przedarł się prawym skrzydłem, wrzucił piłkę na pole karne, a Baszczyński bez niczyjej pomocy wpakował piłkę do swojej bramki. - Tyle złego z mojej strony, co było w tym meczu, to chyba przez pół roku się nie zdarzyło - martwił się później "Baszczu". Po tym golu dominacja Lecha nie podlegała już żadnej dyskusji. Pokaz swoich umiejętności zaprezentował Teodorczyk, który w 77. minucie minął Piotra Stawarczyka, a później kropnął z narożnika pola karnego - Pesković wybił piłkę poza boisko. Dziewięć minut później "Teo" zagrał między obrońców do Hamalainena, który z kolei strzałem z linii pola karnego nie dał szans słowackiemu golkiperowi. Gdyby lechici się bardziej postarali, ich wygrana mogła być jeszcze bardziej okazała. Skończyło się na 4-0 - tak jak w sierpniu zeszłego roku w Poznaniu. Lech wysłał więc sygnał Legii, że w walce o tytuł będzie dla niej groźnym konkurentem. Zwłaszcza, że nowi piłkarze - Hamalainen oraz Teodorczyk - rzeczywiście są czymś więcej niż tylko uzupełnieniem składu. Andrzej Grupa Ruch Chorzów - Lech Poznań 0-4 (0-2) Bramki: 0-1 Bartosz Ślusarski (2), 0-2 Marcin Kamiński (45), 0-3 Marcin Baszczyński (61-samobójcza), 0-4 Kasper Hamalainen (87). Żółta kartka - Ruch Chorzów: Łukasz Janoszka, Martin Konczkowski, Marcin Baszczyński, Łukasz Tymiński. Lech Poznań: Łukasz Teodorczyk, Aleksander Tonew, Hubert Wołąkiewicz. Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok). Widzów 8˙100. Zobacz raport meczowy