Piotr Drzewiecki zmarł w czwartek w Langenfeld (Nadrenia- Północna Westfalia) gdzie mieszkał z żoną Danutą. Był członkiem wielkiej drużyny Ruchu Chorzów, która w czasach gdy reprezentacja Kazimierza Górskiego zdobywała trzecie miejsce na świecie, była najlepsza w Polsce, dwa razy z rzędu zdobywała wtedy mistrzostwo. Wślizgami grał jak Florenski Wychował się w Chorzowie-Batorym więc musiał trafić do Ruchu. Od bajtla przyjaźnił się z Jerzym Wyrobkiem. Zaczął w Ruchu jako dwunastolatek, sześć lat później zadebiutował w lidze na boku obrony w zwycięskim meczu z Wisłą Kraków, na środku defensywy grali wtedy Antoni Piechniczek z Antonim Nierobą. Był rok 1968, w następnym Drzewiecki został już podstawowym obrońcą Niebieskich. Był wierny temu klubowi całą karierę, grał w nim aż do 1980 roku, nigdy nie wystąpił gdzie indziej. - Kiedy graliśmy razem w Chorzowie, byliśmy sąsiadami, mieszkaliśmy na Batorym niedaleko siebie. Piotrek był świetnym obrońcą, bo jego atutami były technika i szybkość - wspomina ze wzruszeniem Joachim Marx. - Znakomicie grał wślizgiem, jak wcześniej Stefan Florenski. Wślizgi Piotra zawsze były czyste, miały na celu odbiór piłki, nigdy kontuzję przeciwnika - opowiada napastnik. U Michala Vicana, słowackiego szkoleniowca, który osiągał z Ruchem największe sukcesy, był podstawowym zawodnikiem. Brutalny faul napastnika Paradoks: Piotr Drzewiecki jako obrońca nigdy nie grał brutalnie, karierę zniszczyło mu... brutalne zagranie napastnika. W Pucharze UEFA Ruch zagrał w 1969 roku z austriackim Wiener SK. W pierwszym meczu w Wiedniu doszło do zdarzenia, który zaważyło na dalszej karierze Drzewieckiego. W pewnym momencie agresywnie zaatakował go austriacki napastnik Günter Kaltenbrunner, który wyprostowaną nogą trafił obrońcę gdy ten robił wślizg. Uderzył w kolano, które wygięło się pod dziwnym kątem. Ból był ogromny. Drzewieckiego prosto ze stadionu przewieziono do szpitala gdzie padło zalecenie jak najszybciej operacji. Joachim Marx: - Piotra przetransportowano samolotem Czerwonego Krzyża do Polski. Długo dochodził do siebie. Bał się, że będzie miał sztywną nogę Piłkarz wrócił do gry po dwunastu miesiącach, we wrześniu 1970 roku. Odbudował się na tyle, że po mistrzostwach świata w 1974 roku trafił nawet do reprezentacji Polski prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Zagrał w niej trzy mecze - z Francją (rywalizował wtedy m.in. z Alainem Giresse i Georgesem Beretą), Finlandią (wystąpił w tym meczu z przyjacielem Joachimem Marxem) oraz Czechosłowacją. Jednak kontuzja przez kolejne lata dawała znać o sobie. Piłkarz uważał, że wszystkie następne urazy oraz ogólny stan zdrowia miały podłoże w tamtym brutalnym wejściu Kaltenbrunnera... Dlatego skończył grę w wieku zaledwie 30 lat. Ogółem w latach 1968-80 zagrał w ekstraklasie 231 razy, strzelił trzy gole (dwa Wiśle, jeden ROW-owi Rybnik). Z chorzowskim klubem trzykrotnie wywalczył mistrzostwo Polski (1974, 1975 i 1979) i raz zdobył Puchar Polski (1974). Drzewiecki poprowadził także Ruch jako trener w jednym ligowym meczu w sezonie 1983/84. - Piotrek zawsze bał się operacji tego kolana. Bał się, że będzie mieć potem sztywną nogę i nie będzie mógł kierować samochodem - opowiada Joachim Marx. Kochał piłkę, żył nią cały czas Po karierze Drzewiecki osiadł w Niemczech. - Odwiedzaliśmy się bardzo często. Zdarzało się, że budząc się o 6 rano ze zdumieniem zauważałem, że Piotrek... już ogląda mecze w telewizji. Kochał piłkę, żył nią cały czas. Kiedy byłem skautem Lens, jeździliśmy razem na mecze do Duisburga, Gelsenkirchen albo Wuppertalu. Najbardziej interesował się polską ligą: znał wszystkich zawodników, był doskonale zorientowany. Oglądał nie tylko mecze, ale nawet powtórki. Tak to go interesowało! - wspomina Joachim Marx. Ostatni raz widzieli się w grudniu. Drzewiecki bardzo poważnie zachorował, cierpiał. Mieli ze sobą kontakt. Tej choroby nie udało się jednak pokonać. Piotr Drzewiecki miał 71 lat.