Ruch przegrał z Lechem przy Bułgarskiej 0-1, ale wynikiem bardziej oddającym boiskowe wydarzenia byłoby 3-0 albo 4-0 dla "Kolejorza". Poznaniacy seryjnie marnowali wyśmienite okazje, Ruch miał za to problemy z konstruowaniem akcji w ofensywie. Jego okazje bramkowe można policzyć na palcach jednej ręki. - Wcale tak nie musiało się skończyć, czasem jest się dużo słabszym, ale wygrywa mecz. Lech miał wiele okazji, prowadził grę, za to pod koniec pierwszej połowy my mieliśmy sytuację, po której mogliśmy strzelić bramkę. Wtedy wszystko inaczej mogło się potoczyć - uważa Maciej Iwański. Doświadczony piłkarz chorzowian miał zastrzeżenia do pracy arbitra z Warszawy Marcina Borskiego. - Tak się wydaje, że od pewnego momentu sędzia pilnował, aby nie było dogrywki. W ostatnich minutach Kamil Mazek był ewidentnie faulowany, gdy wbiegał w pole karne. Nawet nie było reakcji sędziego - twierdzi Iwański.Jego zdaniem Lech dźwignie się z ostatniej pozycji, którą zajmuje w Ekstraklasie i powalczy w dalszej części sezonu o coś więcej. - Liga się wyrównała, teraz nie ma łatwych meczów. Lech jest ostatni, ale to wciąż mistrz Polski i ma zawodników, którzy w tym sezonie, tak mi się wydaje, będą walczyli o najwyższe cele - ocenił pomocnik Ruchu. Jego zdaniem Ruch zagrał w Poznaniu źle. - Nie ma co się zastanawiać, klepać po plecach i mówić, ze graliśmy dobrze, bo nie zagraliśmy i dlatego niestety odpadliśmy - dodał. Podobnie zresztą mówił bramkarz chorzowian Wojciech Skaba. - Lech był stroną dominującą, zwłaszcza w pierwszej połowie, nie wykorzystał kilku bardzo dobrych okazji, ale przetrwaliśmy ten okres. Każda stracona bramka boli, tym bardziej samobójcza. Lech nie mógł strzelić, a my mu pomogliśmy - powiedział Skaba. Andrzej Grupa