W 1995 roku, legenda Manchesteru United Eric Cantona, słynnym kopnięciem w stylu kung-fu porachował się z ubliżającym mu fanem Crystal Palace Matthew Simmonsem, kiedy opuszczał murawę po otrzymaniu czerwonej kartki. Kilka lat temu wspaniały francuski piłkarz, w wywiadzie dla BBC, przyznał skonsternowanym dziennikarzom, że był to kulminacyjny moment w jego karierze. "Tego typu ludzie nie powinni w ogóle chodzić na mecze. Myślę, że dla niektórych ludzi coś takiego jest jak marzenie, każdy gdzieś tam podświadomie chciałby czasem kopnąć ubliżającego mu chuligana. Ja więc zrobiłem to dla tych ludzi" - mówił odważnie Cantona. Teraz nie wytrzymał Grodzicki. Po wczorajszym meczu kapitan Ruchu udzielał wywiadów, kiedy jeden z kibiców z krytej trybuny krzyczał w jego kierunku: "Kapitanie, won z Chorzowa!". "Grodek" nie puścił takiej obelgi płazem. "Kto to powiedział!" krzyknął tylko w kierunku trybuny. Kiedy ustalił delikwenta, to przeskoczył przez metalowy płotek i już był na trybunach. Niechybnie doszłoby do rękoczynów, gdyby inni fani Ruchu nie zareagowali. W końcu piłkarz uspokoił się i poszedł do szatni. Warto wspomnieć, że to nie pierwszy raz, kiedy Grodzicki jest obrażany na stadionie przy ulicy Cichej. Tak też było w październiku zeszłego roku w trakcie meczu z Pogonią Szczecin (0-2), kiedy to po czerwonej kartce opuszczał boisko. Zawodnik zapowiedział, że z tego powodu na stadionie Ruchu nigdy nie pojawi się jego żona czy dziecko. Co jak co, ale "Grodek" nie zasłużył sobie na takie traktowanie. W Ruchu, z przerwą na występy w Śląsku, gra już przecież 8 lat! Michał Zichlarz, ChorzówZobacz sytuację w grupie mistrzowskiej