Może i Superpuchar Polski ma najmniejsze znaczenie spośród wszystkich trofeów możliwych do zdobycia w naszej krajowej piłce, ale bywa, że mecze mają dodatkowy smaczek. Tak jak w wypadku Lecha i Rakowa, bo między tymi klubami od kilkunastu tygodni z różnych powodów dość mocno iskrzy. Choćby dlatego, że Lech chciał to spotkanie rozegrać w innym terminie, a Raków nie widział takiej opcji. "Kolejorz" zrobił więc tak jak zapowiadał - wymienił aż ośmiu zawodników w porównaniu do składu, który cztery dni wcześniej ograł Karabach Agdam i taką dość eksperymentalną jedenastkę posłał do walki ze zdobywcą Pucharu Polski. Nic dziwnego, że niemal w każdym elemencie Raków był wyraźnie lepszy - przede wszystkim pod względem zgrania. I zasłużenie to spotkanie wygrał. Raków Częstochowa od początku nacierał na Lecha Trener Marek Papszun zapowiadał za to, że pośle do boju najmocniejszą jedenastkę. I posłał, bez młodzieżowca. Raków wysoko atakował Lecha pressingiem, poznaniacy trochę się przy tym gubili, ale dość długo to spotkanie przypominało pierwszą połowę spotkania wtorkowego. Wtedy też Karabach przeważał, ale okazji nie miał. Mocno za to iskrzyło w starciach między zawodnikami, a arbiter Paweł Raczkowski już w 7. minucie musiał uspokajać awanturujących się zawodników - pokazał przy tym dwie żółte kartki. Goście więc przeważali, zdominowali środkową strefę, ale do 43. minuty stworzyli tylko jedną dobrą okazję. Było to w 21. minucie - ładnie rozrzucili obronę Lecha, Bogdan Racovițan zagrał piłkę głową na dalszy słupek, a uderzenie z bliska Mateusza Wdowiaka obronił Filip Bednarek. Do piłki dopadł jeszcze na trzecim metrze Zoran Arsenić, ale został zablokowany. Najciekawsze rzeczy działy się tuż przed przerwą. Lech zupełnie nie miał w tym meczu pomysłu na ofensywę - w jego szeregach brakowało zawodnika, który potrafiłby rozegrać piłkę. Trener John van den Brom oszczędził m.in. Mikaela Ishaka czy Joao Amarala, wystawił więc dwóch rezerwowych napastników ustawionych w pionie: Artura Sobiecha i Filipa Szymczaka. To się jednak nie sprawdzało. Jedynym zawodnikiem psującym krew częstochowianom był debiutujący w "Kolejorzu" Giorgi Citaiszwili. W 41. minucie dobrze dośrodkował jednak Adriel Ba Loua, a Sobiechowi zabrakło centymetrów, by uderzyć piłkę głową z czterech metrów. Raków odpowiedział zabójczo - Ivi Lopez dośrodkował z prawej strony, Wdowiak nie trafił piętą w piłkę, czym... zmylił graczy Lecha, a Racovițan znakomicie przymierzył w dalszy róg bramki. Goście zasłużenie więc prowadzili. Mocny cios Rakowa zaraz po przerwie Tak jak się można było spodziewać, Raków ruszył na Lecha także i po przerwie. Już w pierwszej akcji błąd popełnił przestawiony awaryjnie na środek obrony Nika Kwekweskiri - sfaulował rywala przy bocznej linii boiska, zobaczył żółtą kartkę. A po dośrodkowaniu Wdowiak uciekł Barry'emu Douglasowi i głową przymierzył w dalszy słupek bramki. Lech od razu skontrował, Citaiszwili wywalczył rzut wolny tuż za polem karnym Rakowa, ale "Kolejorz" nie potrafił dzisiaj czynić jakiegoś zagrożenia ze stałych fragmentów. W 51. minucie było już właściwie po meczu. Na lewej stronie boiska piłkę przejął Ben Lederman, choć wydawało się, że zrobił to ręką. Akcja trwała dalej, futbolówkę przejął Mateusz Wdowiak i zbiegł ze skrzydła do środka. A po chwili uderzył w dalszy róg i pokonał Bednarka. Sędziowie VAR sprawdzili jeszcze wcześniejsze zagranie Ledermana, nie dopatrzyli się nieprawidłowości, więc Paweł Raczkowski gola uznał. Teraz czas na puchary - Lech we wtorek zagra w Baku Lech walczył, szczególnie Citaiszwili, a później wprowadzony z ławki Portugalczyk Afonso Sousa, ale pozbawiony swoich gwiazd nie miał zbyt wielu argumentów. To Raków był raczej bliższy podwyższenia wyniku, choćby w 65. minucie, gdy Dani Ramirez w ostatniej chwili zablokował Iviego Lopeza. Poznaniacy byli już myślami przy wtorkowym rewanżu w Azerbejdżanie, Raków najpierw czeka jeszcze ligowa inauguracja Wartę Poznań, a później już arcyważne spotkania z FC Astana. Wydaje się, że podopieczni Papszuna niczego z formy z zeszłego sezonu nie stracili. Lech Poznań - Raków Częstochowa 0-2 (0-1) Bramki: 0-1 Bogdan Racovițan 43. minuta, 0-2 Mateusz Wdowiak 51. minuta Lech: Filip Bednarek - Alan Czerwiński, Nika Kwekweskiri Ż, Antonio Milić, Barry Douglas - Jesper Karlström Ż (64. Afonso Sousa), Radosław Murawski (74. Maksymlian Pingot)- Adriel Ba Loua (74. Michał Skóraś), Filip Szymczak, Giorgi Citaiszwili Ż (74. Kristoffer Velde) - Artur Sobiech (58. Dani Ramirez Ż). Raków: Vladan Kovacević - Bogdan Racovițan, Zoran Arsenić, Milan Rundić - Fran Tudor, Giannis Papanikolau Ż (84. Igor Sapała), Ben Lederman (88. Szymon Czyż), Patryk Kun - Mateusz Wdowiak (78. Władysław Koczergin), Ivi Lopez Ż (84. Wiktor Długosz)- Vladislavs Gutkovskis (78. Sebastian Musiolik Ż). Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów: 15898. Andrzej Grupa, Poznań