Piątkowy mecz Stal Mielec - Raków Częstochowa prowadził sędzia Daniel Stefański. Z pewnością były to dla niego wymagające zawody, w których nie zabrakło walki, przewinień, żółtych kartek i kontrowersji. Arbiter z Bydgoszczy musiał podjąć dwie bardzo ważne decyzje i w obu, po obejrzeniu powtórek na monitorze VAR, zdecydował się na odwołanie pierwotnie uznanych bramek. W 11. minucie stadion w Mielcu eksplodował z radości, po tym gdy Koki Hinokio zdobył bramkę na 1-0. Radość Stali nie trwała zbyt długo, gdyż do akcji wkroczyli sędziowie VAR, których funkcję pełnili Szymon Marciniak i Paweł Sokolnicki. Jak się okazało, arbitrzy chwilę przed zdobyciem bramki, dopatrzyli się przewinienia na jednym z zawodników Rakowa. Po wideoweryfikacji, arbiter główny Daniel Stefański odwołał bramkę i przyznał rzut wolny dla przyjezdnych, co wywołało ogromne dyskusje. Wielkie kontrowersje w meczu Stal Mielec - Raków Częstochowa. Sędziowie anulowali dwie bramki Sytuacja z pewnością jest bardzo kontrowersyjna. Blisko narożnika boiska, nieopodal swojej bramki, piłkę zastawiać próbował Stratos Svarnas. Stojący tuż za nim Mateusz Mak, próbował mu ją odebrać. Pomocnik Stali Mielec położył rękę na plecach rywala, a ten dość teatralnie upadł na murawę, domagając się odgwizdania faulu. Sędzia Stefański nie dopatrzył się przewinienia i nakazał kontynuować grę. Mak natychmiastowo przejął piłkę i zagrał ją do swojego kolegi, który pewnym strzałem wyprowadził Stal Mielec na prowadzenie. Zgodnie z zasadami, aby system VAR został użyty, musi być popełniony oczywisty błąd - sytuacja nie ma prawa budzić kontrowersji i musi być klarowna. W omawianym zdarzeniu wątpliwości budzi fakt, czy zachowanie Maka mogło doprowadzić do upadku przeciwnika. Położenie ręki na plecach rywala jest widoczne, lecz trudno dostrzec tam większej siły przy tym delikatnym pchnięciu. Gdyby sędzia z boiska odgwizdał faul, wówczas nikt nie miałby wątpliwości, a tymczasem mamy kontrowersję i raczej niepotrzebną interwencję VAR. Raków Częstochowa z anulowanym golem. VAR dopatrzył się spalonego W 67. minucie bramkę na 1-0 dla Rakowa zdobył Ivi López. Gol był zdecydowanie kuriozalny, gdyż Ivi dośrodkował piłkę w pole karne, a ta po odbiciu się od ziemi i niedotknięta przez nikogo, wpadła do siatki. Tym razem ponownie sędziowie VAR przeanalizowali słuszność trafienia i ponownie dopatrzyli się przewinienia. Jak ukazały powtórki Stratos Svarnas w momencie zagrania piłki był na pozycji spalonej. Piłkarz Rakowa ruszył w kierunku dośrodkowanej futbolówki, a następnie próbował ją kopnąć. Ostatecznie Svarnas nie trafił piłki, co zmyliło będącego w bliskiej odległości golkipera Stali. Zgodnie z przepisami gry, tego typu sytuacje należy interpretować jako przeszkadzanie przeciwnikowi poprzez ewidentną próbę zagrania piłki, która znajduje się blisko, gdy próba ta ma wpływ na przeciwnika . Bramkarz Stali Mielec był pewien, że Svarnas zagra piłkę, dlatego do samego końca nie podejmował interwencji i czekał, w który róg bramki zostanie oddany strzał. Sytuacja, choć ma prawo budzić kontrowersji i dyskusje wśród fanów, to z punktu widzenia przepisów gry jest łatwa do oceny. Czytaj także: Wielka afera w Niemczech. Ostra reakcja Bayernu.