Sztab szkoleniowy Pogoni Szczecin wykorzystał październikową przerwę reprezentacyjną na wprowadzenie nowego pomysłu taktycznego. Do tej pory zespół grał klasyczną czwórką z tyłu, natomiast w Częstochowie wyszedł trójką. Szansę debiutu od pierwszej minuty dostał pozyskany we wrześniu z AS Roma Dimitrios Keramitsis. Raków - Pogoń. Mocny początek, a później szachy Początek meczu wyglądał w wykonaniu szczecinian całkiem obiecująco. W 10. minucie przed szansą bramkową stanął Efthymios Koulouris. Grek wyszedł sam na sam z Kacprem Trelowskim, ale nie trafił czysto w piłkę, co ułatwiło interwencję golkiperowi. Ostatecznie futbolówka odbiła się tylko od słupka. Śląsk Wrocław przebudził się w Katowicach, ale to za mało. Na przełamanie trzeba poczekać W kolejnych minutach to Raków dłużej utrzymywał się przy piłce. Gospodarze budowali swoje akcje, przebywali na połowie przeciwnika, ale nie wynikało z tego nic konkretnego. Przyjezdni mądrze się ustawiali i blokowali ofensywne zapędy przeciwników. Od czasu do czasu próbowali natomiast kontrataków. Im dalej w mecz, tym niestety było na boisku nudniej. Wyglądało na to, że to, co najlepsze, piłkarze pokazali na początku. Później gra toczyła się głównie w środku pola, mało było ciekawych akcji, strzałów, interwencji, podań. Do przerwy utrzymał się więc wynik 0:0. Ekstraklasa. Pogoń Szczecin grała w dziewiątkę Pomimo nie najlepszego obrazu gry, żaden z trenerów nie zdecydował się na zmiany personalne przed drugą połową. I, jak można było się spodziewać, spotkanie wyglądało podobnie jak kwadrans wcześniej. Nadal na boisku było mało konkretów, a sporo bojaźni i niechęci do podjęcia ofensywnego ryzyka. Aż nadeszła 65. minuta. Adriano Amorim urwał się obronie Pogoni, a desperacko zatrzymać go próbował Keramitsis. Młody Grek był jednak wyraźnie spóźniony i sędzia nie miał wyjścia - musiał pokazać mu czerwoną kartkę. Debiutant osłabił więc "Portowców", którzy od tego czasu musieli radzić sobie w dziesiątkę. Pogoń jeszcze mocniej skupiła się na obronie. W tych okolicznościach jeden punkt stał się bardzo cenną zdobyczą, której szczecinianie zamierzali pilnować. Raków natomiast, choć starał się zaatakować odważniej, nie miał konkretnego pomysłu. Z uwagi na odpaloną przez kibiców pirotechnikę, arbiter doliczył aż 10 minut do drugiej połowy. W ich trakcie kontuzji bez udziału rywala doznał wprowadzony chwilę wcześniej Patryk Paryzek. Trener Pogoni nie miał już dostępnych zmian, więc goście musieli bronić się w dziewiątkę! W 100. minucie do siatki trafił Matej Rodin. Celebrując gola, obrońca Rakowa zdjął koszulkę, za co sędzia pokazał mu żółtą kartkę. Po chwili okazało się natomiast, że bramka nie będzie uznana z uwagi na pozycję spaloną. Trzy minuty później Chorwat znów znalazł się w polu karnym Pogoni i ponownie pokonał bramkarza. Tym razem ofsajdu nie było i gol został mu zaliczony. Rodin cieszył się tak bardzo, że ponownie zrzucił z siebie trykot. To z kolei skutkowało... drugą żółtą kartką. Defensor został więc wyrzucony z boiska. Pogoń, choć sędzia sędzia pozwolił jej jeszcze wznowić grę, nie zdołała już zagrozić gospodarzom. Jakub Żelepień, Interia