Michał Białoński, Interia: Sięgnął pan po Superpchar, Puchar Polski i wicemistrzostwo Polski. Czuje się pan zwycięzcą czy jest niedosyt związany z faktem, że na finiszu rozgrywek uciekło mistrzostwo kraju? Marek Papszun, trener Rakowa: Trudne pytanie. Z jednej strony, patrząc na nasze cele, możliwości, oczekiwania był to świetny sezon. W momencie gdy zdobywasz Puchar Polski i na trzy mecze przed końcem jesteś liderem Ekstraklasy, masz wszystko w swoich rękach, to na pewno niedosyt będzie nam towarzyszył. Jest wewnętrzne przekonanie, że jednak można było zdobyć więcej - zdobyć mistrzostwo Polski. Pamięta pan, ile meczów w Ekstraklasie przeprowadził? - Nie, ale mamy pana Iwo - lokalnego statystyka-historyka, który przed ostatnią konferencją wspominał mi, że w Lubinie będzie mój setny mecz w Ekstraklasie. Dokładnie. Sto meczów już było. Przygotowaliśmy tabelę z tego okresu. Raków prowadzi o cztery punkty przed Lechem. - Jubileusze nie są dla mnie udane, bo dwusetny mecz Rakowa w Ekstraklasie przegraliśmy w Krakowie z Cracovią. Podobnie było w Lubinie. Są one zatem feralne, następny wykreślę (śmiech). Ale tabela z tych 100 meczów jest ciekawa, skoro na przestrzeni 100 meczów jesteśmy najlepiej punktującą drużyną. Ona pokazuje, że stabilizacja, powtarzalność w naszych działaniach to w sporcie bardzo ważne kwestie. Czuje się pan Aleksem Fergusonem Ekstraklasy? Pracuje pan ponad sześć lat w jednym klubie. Nikt panu w tym nie dorównuje. W innych klubach, na przykład w Legii doszło w tym czasie już do 10 zmian trenerskich. - To prawda, choć porównanie jest zbyt górnolotne i nieadekwatne. Na pewno w zawodzie trenera te zmiany są powszechne. Przeglądałem statystyki i okazało się, że wcale czas pracy trenera w Polsce nie różni się od średniej w innych państwach, nawet w Anglii. Tam też średnia pracy szkoleniowca oscyluje około roku. Sześć lat to długi okres. Czas, który był pożyteczny i skuteczny dla klubu, dla jego rozwoju, ale taż dla mnie jako trenera. My wspólnie korzystamy na tym: klub ja, ludzie, którzy tu pracują, właściciel klubu Michał Świerczewski, który na mnie postawił i z którym przez te wszystkie lata pracujemy, budujemy klub, bo zmian było dużo w tym okresie. Michał Świerczewski jest fundamentem i filarem tego rozwoju. Papszun: Moja rekrutacja w Rakowie była legendarna Wydaje się, że z panem Świerczewskim trafiliście swój na swego. Pamięta pan jeszcze ten pierwszy telefon od niego z ofertą nie do odrzucenia? - Przyznam szczerze, że nie. Ta rekrutacja była legendarna. Dość długa i bardzo precyzyjna, wręcz nie spotykana w piłce nożnej. Nie słyszałem, żeby w tamtym czasie trenerzy byli poddawani takiej weryfikacji. A czy trafił swój na swego? Tak! Niemożliwe by było przez tyle lat dobrze funkcjonować, gdyby tej popularnej chemii między mną a Michałem nie było. Dogadujemy się bardzo dobrze i efektem tego są wyniki i zmiany, do jakich dochodzi w Rakowie. Rozumiemy się, szanujemy, mamy do siebie duże zaufanie. Nie przypominam sobie sytuacji, w której byłby duży zawód z jednej albo drugiej strony. Oczywiście, czasem się nie zgadzamy w niektórych kwestiach i mamy inne zdanie, ale to dobrze. Dyskusje, nawet dość emocjonalne, przynoszą dobre rezultaty Jak to się robi, że udaje się ściągnąć takiego piłkarza jak Ivi Lopez, który wyrósł na najlepszego piłkarza całej ligi? Przecież Lech i Legia oferują wyższe kontrakty, a taki talent trafił właśnie do Rakowa. - Tak, zgadzam się, że Ivi jest jeśli nie najlepszym, to jednym z najlepszych graczy Ekstraklasy. Dużą rolę w całym transferze odegrał na pewno mój asystent Gonzalo Feyo plus trener, z którym pracował w Wiśle Kraków - Kiko Ramirez i ludzie związani też z polską piłką. Ivan Gonzalez - były piłkarz Wisły - też dużą rolę odegrał, żeby Iviego przekonać, namówić, że to jest dobry projekt, dobry kraj i fajna liga, żeby tutaj kontynuował karierę. Czytaj także: Ivi Lopez królem strzelców PKO Ekstralasy Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na pewno marzy pan o awansie do Ligi Konferencji? Rok temu zatrzymaliście się na ostatniej przeszkodzie, jaką był belgijski Gent. - Oczywiście, że tak. Miałem właśnie spotkanie ze współpracownikami dotyczące przyszłości. Zastanawialiśmy się nad tym, co moglibyśmy usprawnić jeszcze bardziej. Myślimy o zasobach, które mamy, ale pracujemy też nad transferami, nad wzmocnieniem zespołu, żeby tę ostatnią barierę pokonać. Czy naprawdę nosiliście się z zamiarem bojkotu Gali Ekstraklasy, w związku z faktem, że władze Lecha Poznań obraziły wasz klub podczas fetowania mistrzostwa? Inna rzecz, że tłumaczenie Piotra Rutkowskiego, że nie wiedział co śpiewają kibice i śpiewał razem z nimi było żenujące. - Rozmawialiśmy o tym, o całej niezbyt fajnej sytuacji. Zachowaniu nie tylko działaczy Lecha, ale też jego piłkarzy. Doszliśmy jednak do wniosku, że każdy świętuje czy oddaje szacunek przeciwnikowi w różny sposób. Ja na przykład pogratulowałem Lechowi mistrzostwa Polski na konferencji prasowej. Właściciel klubu Michał Świerczewski i szef naszej Rady Nadzorczej Wojtek Cygan też złożyli gratulacje, za pomocą mediów społecznościowych. Lech zrobił to w inny sposób. Każdy ma jakieś swoje sposoby zachowania. To już pozostawiam innym do oceny. Rozmawiał: Michał Białoński, Obszerny wywiad z Markiem Papszunem opublikujemy jutro