Raków wygrał przy Bułgarskiej 1-0i jako pierwszy w tym sezonie zdobył w stolicy Wielkopolski trzy punkty. Trener zespołu z Częstochowy podkreślał po spotkaniu, że celem jego drużyny jest... kwalifikacja do europejskich pucharów. Tymczasem w tej chwili Raków ma wszystko w swoich rękach i nogach, by w maju świętować historyczne mistrzostwo Polski. Właśnie wyprzedził Lecha, a do Pogoni traci tylko punkt i ma z nią bezpośrednie spotkanie. Marek Papszun: Faworytem do tytułu nadal jest Lech - To ważne zwycięstwo, bo przybliża nas do celu, a chcielibyśmy po raz drugi zagrać w pucharach. Wygrać przy Bułgarskiej nie jest łatwo, a w tym sezonie nikomu to się jeszcze nie udało - mówił Papszun. Chwalił też swój zespół: - Pokazaliśmy dużą dojrzałość, a zdawałem sobie sprawę, że będziemy mieli trudne momenty. Tymczasem według mojej oceny długimi fragmentami graliśmy na swoich warunkach. Jestem więc zbudowany tym, jak zespół się przygotował do meczu, jak zneutralizował przeciwnika i jeszcze potrafił zadać decydujący cios - ocenił. Przy okazji jako głównego faworyta do mistrzostwa Polski wciąż widzi... Lecha Poznań. - Mimo tej porażki poniesionej u siebie tak go właśnie postrzegam. Piątek, Zieliński, Szczęsny - zobacz, jak grali w Serie A Raków dopiero w ostatnich 25 minutach meczu dał się zepchnąć do obrony, a w samej końcówce była ona już dość dramatyczna. Marek Papszun uważa jednak, że trudno było tego uniknąć. - Trzeba sobie zdać sprawę, z kim się gra. Nie jest proste, by dominować przez 90 minut, gdy Lech przegrywa i rzuca wszystkie siły do ofensywy. Nie wiem co to znaczy "obrona Częstochowy", bo u nas to była mądrość taktyczna i umiejętność wybronienia wyniku w ostatnich pięciu minutach, gdy przeciwnik ma masę dośrodkowań - przyznał Papszun. Trener Rakowa skrytykował sędziego Sylwestrzaka Trener Rakowa skrytykował pracę młodego sędziego Damiana Sylwestrzaka. - To młody i rokujący arbiter, ale według mojej oceny jest rzucany na zbyt głęboką wodę. Dzisiaj to było widać, ranga meczu była chyba trochę za wysoka. Czasem metodą jest wrzucenie do basenu i powiedzenie: radź sobie, pływaj - komentował. Miał pretensje, raczej słuszne, m.in. o żółtą kartkę dla Ioannisa Papanikolau, którą ten dostał za czysty wślizg na Pedro Rebocho. I o sytuację z pola karnego Lecha z drugiej połowy spotkania. - Ocena sędziego to kwestia subiektywna i każdą rzecz można interpretować na różny sposób. Ktoś powie, że to nie był karny, że nie chcemy takich karnych. A dla mnie faul to faul. Nie rozumiem, o co chodzi. Nie chcę oceniać, czy był faul, czy nie, ale były w tym meczu rzeczy oczywiste, czy wręcz ordynarne, jak kartka dla Papanikolau - zakończył Papszun.