Zbigniew Czyż: Jak wyglądało świętowanie w szatni Rakowa zdobycie Pucharu Polski? Na konferencji prasowej znów oblaliście szampanem Marka Papszuna. Tomasz Petrasek: Było podobnie jak na konferencji. Cieszyliśmy się bardzo, bo to, co zrobiliśmy na Stadionie Narodowym i do tego w takim styl, to jest dla nas coś wielkiego. Zasłużyliśmy na dobre świętowanie tego sukcesu. Podczas finału Pucharu Polski w ubiegłym roku w Lublinie, z powodu kontuzji oglądał pan swoich kolegów tylko z trybun. Wtedy wymarzył sobie, aby za rok znów Raków zagrał w finale już z pana udziałem. Marzenie się spełniło, a do tego udało się wygrać i obronić tytuł. - Właśnie taki dzień sobie wymarzyłem. Wizualizowałem go sobie długo. Bardzo się cieszę, że moje marzenie się spełniło. Uważam, że tam gdzie jest ciężka praca i wiara, wszystko jest możliwe. My to w finale Pucharu Polski pokazaliśmy. Raków, to drużyna, której siłą jest przede wszystkim kolektyw i zespołowość. Wasz rywal Lech postrzegany jest jako drużyna, w której jest więcej indywidualności. Finał na PGE Stadionie Narodowym pokazał jednak, że to indywidualności w waszej drużynie przesądziły o losach spotkania. - Zgadzam się. Ale muszę dodać, że gra zespołowa wypycha do przodu indywidualności, które są w drużynie, a my je mamy. Przede wszystkim jesteśmy zespołem. Ten mecz mieliśmy cały czas pod kontrolą. We wszystkich fazach spotkania wyglądaliśmy jak wytrawny zespół, tak, jak gdybyśmy ten finał grali już wiele razy. To doceniamy chyba najbardziej. Plan był taki, żeby zagrać z Lechem z kontry? - Nie. Naszym planem zawsze jest to, aby grać swoje. W naszym DNA jest wysoki pressing, odbiór piłki jak najwyżej. W tym meczu były momenty, że broniliśmy się stosunkowo nisko, ale wychodziło nam to bardzo dobrze, pomimo straconej bramki. Uważam, że zagraliśmy bardzo dobrze w obronie i bardzo dobrze z kontry, a nasze kontry w ostatnim czasie są zabójcze. Jakie to było uczucie móc zagrać na największym stadionie w Polsce? - Niesamowite. Ten stadion jest po prostu niesamowity. Miałem ostatnio okazję grać z reprezentacją Czech na stadionie w Sztokholmie, gdzie też jest bardzo fajny obiekt, ale ten w Warszawie, to jest coś więcej. Ja odbieram zresztą Polskę jako mój drugi dom, a właściwie w tym momencie myślę, że już nawet pierwszy. Tutaj żyję i mieszkam. Usłyszeć hymn Polski w takim miejscu, szczególnym dla Polaków i do tego zdobyć na nim trofeum, to jest moment, którego na pewno nie zapomnę do końca życia. Dla Rakowa 2 maja 2022 roku był dniem historycznym. Jeszcze nigdy w historii klubu tylu kibiców nie wspierało z trybun drużyny z Częstochowy. Stadion Rakowa nie może pomieścić piętnastu tysięcy widzów, czyli tylu, ilu was dopingowało na Narodowym. - Myślę, że ten mecz pokazał, że w Częstochowie jest głód piłki nożnej. To jest jasny sygnał dla włodarzy miasta, aby się wzięli za robotę i zrobili w końcu coś porządnego, aby można było w normalny sposób oglądać mecze piłki nożnej. Przed Rakowem ostatnie trzy mecze w Ekstraklasie, w której o mistrzostwo Polski rywalizuje już właściwie tylko z Lechem Poznań. Wygrana w finale Pucharu Polski spowoduje, że zejdzie z was trochę presji i na większym luzie przystąpicie do decydujących spotkań w lidze? - Na pewno mamy już coś w garści, ale to też może działać w drugą stronę. Jednak na szczęście nie zadziała w takim zespole jak Raków. My już we wtorek mamy trening, teraz świętujemy, ale idziemy dalej. Zamykamy to, co się stało w stolicy Polski i koncentrujemy się na następnych meczach. Przed nami, nie boję się tego powiedzieć jeszcze większe wyzwanie, walka o mistrzostwo Polski. Przed nami trzy małe finały i to będą bardzo trudne mecze. Chcemy iść do przodu i skupiamy się już tylko na najbliższym spotkaniu z Cracovią. Jeśli wygracie trzy ostatnie mecze, z Cracovią, Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk, to Raków Częstochowa po raz pierwszy w historii zostanie mistrzem Polski. Którego zespołu obawiacie się najbardziej? - Dla nas nie ma znaczenia z kim gramy. Ekstraklasa pokazuje, że to nie jest proste zadanie tak wygrywać w każdym spotkaniu. Nie analizujemy z kim gramy, skupiamy się tylko na sobie. Rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż