Sebastian Staszewski, Interia: - Co czuje pan po czwartkowej porażce 0-3 z KAA Gent? Większy jest niedosyt czy jednak radość z tego, co w europejskich pucharach osiągnęliście? Michał Świerczewski: - Mam pomieszanie tych dwóch smaków, które się nieco gryzą... Z jednej strony jestem rozczarowany tym, że nie wykonaliśmy ostatniego kroku, ale z drugiej doceniam to, co zrobiliśmy. To było przecież nasze pierwsze doświadczenie w europejskich pucharach i myślę, że nie przynieśliśmy wstydu. Po drodze wyeliminowaliśmy mocnego rywala, jakim był Rubin Kazań i wygraliśmy mecz z jeszcze silniejszy Gentem. Zatrzymaliśmy się jednak na ostatniej rundzie eliminacji, a to znaczy, że czegoś nam brakuje. Jaką lekcję wyniósł pan po starcie w eliminacjach Ligi Konferencji? W Kazaniu zobaczyliście jak blisko jest mocna, piłkarska Europa, natomiast w Gandawie - że jednak jest dość daleko. - Trochę tak było... W Belgii zrozumieliśmy, że przed nami długa droga do tego, aby z takimi klubami rywalizować jak równy z równym. Bo od Gentu byliśmy po prostu słabsi. Jednocześnie pokonanie Rubina pokazało, że dzięki dobrej organizacji można nadrobić braki w umiejętnościach. Dzięki zaangażowaniu udało się to również w pierwszym meczu z Gent... Nie uśpiło was to czasami? - Nie sądzę, bo Belgowie nie mieli wielu okazji. Nasze oczekiwania nie były więc na wyrost. Jednak gdyby nie świetny Vladan Kovačević, marzenia o awansie szybko zostałyby rozwiane. - To prawda. Chłopak ma ogromny potencjał. A popracujemy jeszcze nad jego grą nogami. Zobaczymy, co będzie za kilka miesięcy, natomiast to może być zawodnik na topowy zespół. Czyli długo w Rakowie nie pogra... - Jakieś zapytania już się pojawiły. Jeżeli będzie ciężko pracował, to czeka go duża kariera. Ile zarobiliście na grze w eliminacjach Ligi Konferencji? - Za pokonanie Sūduvy Mariampol dostaliśmy 350 tys. euro, za pokonanie Rubina 550 tys. euro. Plus dodatkowo otrzymamy jeszcze dwa razy po 100 tys. Razem wychodzi niecały milion euro. Na finiszu okienka transferowego ma pan zamiar reinwestować te pieniądze? - Nie ma takiej potrzeby. Transfery przeprowadzimy niezależnie od wyniku meczu z Gent. Na jakich pozycjach? - Jesteśmy o krok od podpisania kontraktu ze środkowym pomocnikiem. Rozglądamy się również za lewym skrzydłowym, chociaż w tej chwili nie mamy takiego kandydata, o którym mogę powiedzieć, że do nas dołączy. Na pewno chcemy także wzmocnić pozycję bramkarza, bo musimy mieć trzech golkiperów. W tym momencie rozmawiamy z kilkoma kandydatami. Ostatnio sprowadzacie głównie obcokrajowców. Czy to nie zaburzy proporcji w szatni? - Nie mamy innego wyjścia. Drużyny, które działają w podobnym modelu biznesowym, co my - Atalanta Bergamo czy Łudogorec Razgrad - robią tak samo. Wszystkie te kluby nie mają potencjału, aby zdominować rozgrywki pod względem finansowym i kupować najlepszych piłkarzy ze swoich lig, więc szukają wzmocnień dalej. Dla nas to jedyna droga. A propos zarobionego miliona euro i transferów, to kiedy zapłacicie za piłkarza taką kwotę? - Już teraz jesteśmy na to przygotowani. Gdybyśmy mieli kandydata na którego bylibyśmy zdecydowani, to byłbym w stanie podjąć takie ryzyko i wyłożyć konkretne pieniądze. Dla Rakowa kończy się pewien etap. Zdobyliście wicemistrzostwo, Puchar i Superpuchar Polski, otarliście się również o fazę grupową Ligi Konferencji. Jak to wszystko wpłynie na najnowszy plan pięcioletni, który zamierza pan ogłosić w październiku, listopadzie? - Tak, że ten plan będzie jeszcze ambitniejszy. Proszę rozwinąć tę myśl. - Na razie nie chcę zdradzać wielkich szczegółów, ale podkręcimy nasze oczekiwania jeśli chodzi o plany sportowe. Naszą ambicją będzie z pewnością utrzymanie się w pucharach. A zdobycie mistrzostwa Polski? - Na ten temat na razie nie chcę się wypowiadać. Ostatnie miesiące były dla pana przyśpieszonym kursem zarządzania klubem? - Na pewno tak. W ciągu ostatniego roku dużo się nauczyłem. Znajomość ligi polskiej to coś, co zostało pogłębione. Dodatkowo zdobyłem cenne doświadczenia z Pucharu, dzięki którym wiem już jak w tych rozgrywkach należy funkcjonować. Bezcenne jest również to, czego nauczyłem się w europejskich pucharach - a tej wiedzy wcześniej nie mogłem doświadczyć. Rozmawiał w Gandawie Sebastian Staszewski, Interia