Przyjście Dusana Kuciaka do Rakowa Częstochowa miało się odbyć na mocy tzw. transferu medycznego. To ucięło wszelkie spekulacje, według których pierwszy bramkarz popularnych "Medalików" Vladan Kovacević miał się pobić na treningu z jednym z piłkarzy, dlatego został odsunięty od składu. Transfer medyczny musi być prawidłowo udokumentowany. Dodatkowo urazu wykluczającego grę nabawił się Muhamed Šahinovic, dlatego Raków na gwałt szukał zastępstwa. Jeszcze wczoraj, gdy Dusan Kuciak wziął udział w treningu Rakowa, transfer wydawał się realny i bliski. Wydawało się, że uda się osiągnąć porozumienie, które miało być korzystne dla wszystkich. Dusan Kuciak wreszcie miał zacząć trenować z drużyną, a przecież to lubi najbardziej. Raków Częstochowa pozyskałby na finiszu sezonu godne zastępstwo za Kovacevicia, a Lechia Gdańsk pozbyłaby się "problemu" w postaci zaległości wobec Słowaka, który może nawet przeszkodzić w uzyskaniu licencji. Biało-Zieloni od sierpnia nie przelewają wynagrodzenia Kuciakowi, on sam trenował indywidualnie i przebierał się w osobnej szatni niż drużyna. Słowak został potraktowany bardzo brutalnie, tak jakby przez ostatnie siedem lat nie dawał z siebie wszystkiego w barwach Lechii Gdańsk. Jednak ostatecznie na teraz są "pobite gary" - bramkarzowi nie udało się porozumieć z gdańskim klubem w sprawie zobowiązań, które Lechia wobec niego ma. Porozumienie jest wciąż możliwe, ale na dziś do niego o wiele dalej niż bliżej. Lechia Gdańsk zagra z Górnikiem Łęczna w sobotę o 17:30. Transmisja w Polsat Sport Extra Oprócz Kuciaka lider Fortuna I ligi wciąż posiada niezapłacone zobowiązania licencyjne, m.in. wobec Davida Steca (7 kwietnia miały mu zostać wypłacone środki, co nie nastąpiło), Mario Malocy, Łukasza Zwolińskiego i jednego z byłych działaczy. To zobowiązania licencyjne, krucho również z płatnościami dla pracowników klubu i akademii oraz dla wielu kontrahentów. Czy to odmieni się po powrocie do Ekstraklasy, który może nastąpić już niebawem? Tymczasem o swoim istnieniu nie daje zapomnieć były właściciel klubu, Adam Mandziara. Znów wystosował sążnisty post na ulubionym Instagramie, w którym uderza bezpośrednio w obecnego prezesa klubu Paolo Urfera i poprzedniego - Zbigniewa Ziemowita Deptułę. Mandziara pisze o transparentności i faktach. Może nawet jakieś ziarno prawdy w tym jest, chociaż Niemiec sprytnie pomija pochodzenie środków, które pożyczała spółka Lechia Rights Managament do gdańskiego klubu. Jeśli miał w skarpecie schowane 4 mln euro na czarną godzinę to dlaczego przez pół roku wynagrodził piłkarzy zaledwie jedną pensją? Być może, gdyby był bardziej szczodry utrzymałby Ekstraklasę i mógłby dalej kręcić bębnem w Gdańsku? Ale spokojnie, nie było tak, że nikomu nie płacił, były chlubne wyjątki, o których już w kolejnych odcinkach tej śmieszno-strasznej telenoweli. 10 lat pobytu Mandziary nad Motławą, sposób w jaki prowadził największy klub Pomorza i stan w jakim go zostawił każą ten serial i jego rewelacje kwalifikować na kanał Comedy Central. Chociaż to chyba za wysokie progi, bardziej adekwatna byłaby noc kabaretów w Mrągowie.