Sebastian Staszewski, Interia: - Wyprawa do Kazachstanu to dla Rakowa Częstochowa wycieczka? Bo do Nur-Sułtan polecieliście z olbrzymią zaliczką z pierwszego meczu... Marek Papszun: - Spokojnie, nie takie historie piłka nożna widziała. Pamiętam na przykład szalony dwumecz Barcelony z PSG sprzed kilku lat. Nawet na najwyższym poziomie udało się odrobić dużą stratę - czyli wszystko jest możliwe. My nie chcemy skończyć jak PSG, dlatego w czwartek zamierzamy zachować czujność. Wynik 5-0 z pierwszego meczu co prawda daje nam bardzo duży komfort, ale będziemy grać mądrze, żeby nie narobić sobie kłopotów. Był pan zaskoczony rozmiarami zwycięstwa z Astaną i przebiegiem pierwszego meczu? Potrafiliście zdobyć bramkę nawet grając dziesięciu na jedenastu, a kiedy po kolejnej czerwonej kartce szanse się wyrównały, zdeklasowaliście wyżej notowanego rywala. - Przeciwnik mnie nie zaskoczył, bo uważam, że nie zagrał tak źle, jak wskazuje na to wynik. Natomiast zaskoczyła mnie... moja drużyna. Zagraliśmy na najwyższym poziomie. To pokazało nasze możliwości. Szczególnie cieszy fakt, że bardzo mądrze zarządzaliśmy meczem. I w fazie równowagi - gdy szybko strzeliliśmy gola. I w fazie niedowagi - gdy zachowaliśmy rytm i zdobyliśmy kolejną bramkę. Jeśli będziemy w stanie zbliżać się do takiego poziomu częściej, to będzie to oznaczać, że poczyniliśmy spory postęp. Przed pierwszym meczem z Astaną usłyszałem od jednego z pracowników klubu "analizowaliśmy ich dokładnie i wyszło nam, że są słabsi niż Rubin Kazań, z którym graliśmy rok temu". - Ja takiej opinii nie mam. Oceniałem Astanę wysoko za grę w ofensywie. Znacznie słabiej wypadali w obronie. Wiedzieliśmy, że mają tam kłopoty i potrafiliśmy to wykorzystać. Byliśmy dobrze dysponowani fizycznie, wyszła też mądrość zespołu, który w trudnej sytuacji - po stracie Deiana Sorescu - potrafił się taktycznie zorganizować. Musieliśmy dopasowywać się do tego, co działo się na boisku, i to się udało. Jednocześnie powinniśmy pamiętać, że w Częstochowie nie grał najlepszy piłkarz Astany, Marin Tomasov. W Kazachstanie natomiast zabraknie kilku graczy Rakowa. Od dawna z problemami zdrowotnymi borykają się Tomáš Petrášek, Andrzej Niewulis, Marcin Cebula i Walerian Gwilia. Do samolotu nie wsiedli także Ivi López i Bogdan Racovițan. Z jakiego powodu? - Nie chcieliśmy ryzykować ich zdrowiem. Obaj mają drobne kłopoty, dlatego zostawiliśmy ich w Polsce. W kolejnym meczu eliminacji Ligi Konferencji Europy powinni być do mojej dyspozycji. Brak Lópeza nie wpłynie negatywnie na drużynę? W pierwszym spotkaniu był MVP. - Inni zawodnicy są gotowi. Mamy kadrę przetrzebioną kontuzjami, ale musimy jakoś dawać sobie radę. Przecież Tomek, Andrzej, Marcin czy Wako spokojnie mogliby grać w podstawowym składzie. Ale jak to bywa w futbolu pech jednego jest szansą dla kolejnego. I właśnie tym razem szansę dostaną kolejni zawodnicy. Kto zastąpi Lópeza? Władysław Koczerhin? - Tak. W Nur-Sułtan chcecie zagrać o pełną pulę czy będzie chciał pan oszczędzić siły zespołu? - Przede wszystkim chcemy mądrze zarządzać tym meczem. Kiedy będzie to możliwe, spróbujemy ukraść trochę czasu. Natomiast jedno się nie zmienia: do Kazachstanu polecieliśmy po zwycięstwo. W Nur-Sułtan rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia