Sebastian Staszewski, Interia: - Na początku roku pomyślał pan o sobie jako o najbardziej rozchwytywanym polskim trenerze? Miał pan konkretną ofertę z Legii Warszawa, umowę proponował panu Raków Częstochowa, a niektórzy łączyli pana nawet z reprezentacją Polski... Marek Papszun: - To wszystko było bardzo miłe. Nie ma się co oszukiwać, że moje ego nie zostało połechtane, bo w pewnym sensie zostałem doceniony. A przecież moja droga nie była łatwa, zanim zostałem trenerem, byłem zwykłym pracownikiem fizycznym. W czasach, gdy zaczynałem, trudno było sobie wyobrazić taką ścieżkę. To była wina tak zwanej "kasty adwokackiej", hierarchiczności, która bardzo utrudniała życie. Ale dziś jestem doświadczonym facetem, bardzo dużo kosztowało mnie dojście tu, gdzie jestem. Sodówka mi więc nie grozi. Ale mógł się pan poczuć dobrze, kiedy właściciel Legii Dariusz Mioduski powiedział publicznie: - "Uważam, że Marek Papszun, przy odpowiednich warunkach do pracy, które w Legii są, jest obecnie najlepszym kandydatem, aby prowadzić i rozwinąć nasz zespół w najbliższych latach". - Wielu trenerów mając możliwość przejścia do Legii, pewnie już następnego dnia stałoby pod drzwiami swojego pracodawcy z informacją, że jest oferta i nadszedł czas, aby się pożegnać... Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! A pan nie? Oferta z Legii pana nie kusiła? Przecież rozmawialiście długo. - Oczywiście, że mnie kusiła. Nie będę hipokrytą, nigdy nie jestem. Pewnie, że kusiła. Ale były znaki zapytania i nie było tak, że rzuciliśmy się sobie na szyje. Legia jest dziś w takiej sytuacji, w jakiej jest, ale to jest duży klub. I zawsze taki będzie, bez względu na okoliczności. Nie ma też co kryć, że jestem ze stolicy, tu się wychowałem, kibicowałem Legii. I to także miało znaczenie. Na drodze do podpisania kontraktu z Legią stanęło upublicznienie waszych negocjacji? - Słyszałem głosy, że zachowywałem się nie fair w stosunku do Rakowa, bo rozmawiałem z Legią. A niby dlaczego? To ja nie mogę rozmawiać? Niczego z nikim nie podpisałem, po prostu negocjowaliśmy. Nie zrobiłem niczego zabronionego. Trzeba też zrozumieć trenerów. Jak ich się zwalnia, to ludzie nie mają z tym problemu. Ale jak trener rozmawia z kimś wcześniej, to już kłopot? Nie bądźmy obłudnikami. Natomiast - co ważne - nie robiłem niczego po kryjomu. Na początku roku - zanim podpisał pan kontrakt z Rakowem - pojawiła się myślę, że może zadzwonić prezes PZPN Cezary Kulesza i zaczną się rozmowy w sprawie pracy w reprezentacji? - Nie zastanawiałem się nad tym. Jedyny moment, kiedy o tym pomyślałem, nastąpił po rozmowie z Michałem Świerczewskim. To był przełom roku, kwestie kadry się decydowały. Michał mówi: "A jakby była propozycja, to chciałbyś poprowadzić kadrę?". To była rozmowa hipotetyczna. No ale wiadomo, że dla każdego trenera-Polaka taka praca to jest cel, marzenie. Kiedy ten cel uda się panu zrealizować? Na razie swoje marzenie realizuje Czesław Michniewicz. - Uważam, że to nie jest jeszcze moment, w którym powinienem o tym myśleć, ale gdyby taka propozycja padła, trzeba by się nad nią zastanowić. Patrząc na życie, to niekiedy ma się tylko jedną szansę. I koniec. Przytoczę historię trenera Henryka Kasperczaka, który wśród polskich szkoleniowców był w topie, święcił triumfy za granicą, a reprezentacji jednak nie poprowadził. Dziś jest pan trenerem Rakowa. I liderem PKO BP Ekstraklasy. Doczekacie się mistrzostwa? - U nas ciśnienia nie ma, bo nie może być o nim mowy. Bądźmy poważni. My jesteśmy kopciuszkiem w tej rywalizacji. Jednocześnie nie zmienia to faktu, że ciągle jesteśmy w grze. Chciałbym, żeby tak było do końca, żebyśmy dali sobie szanse powalczyć, żeby kibice mogli do ostatniej kolejki trzymać kciuki. Pamiętam taki sezon, gdy walka o mistrzostwo była do końca... Chodzi o sezon 2016/2017? O tytuł biły się Legia, Lech, Lechia i Jagiellonia. - Tak, wtedy ostatnia kolejka zdecydowała o mistrzostwie. To, że karty nie zostały rozdane zbyt wcześnie, zapewniło fajne emocje nie tylko kibicom tych drużyn, ale i całej lidze. Chciałbym, żebyśmy też tak powalczyli. Ale trzeba patrzeć realnie. Pogoń czy Lech pod każdym względem nas wyprzedzają. Natomiast o wszystkim decyduje boisko. Już to pokazaliśmy. Całą rozmowę z Markiem Papszunem zobacz na kanale "Po Gwizdku". Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia