Michał Białoński, Tomasz Mucha, Interia: Skąd pan zaczerpnął ankiety, które pana piłkarze wypełniają po meczach? Czy to może pana autorski pomysł? Poprzez nie chce pan przerzucić część odpowiedzialności za analizę meczu na drużynę? Marek Papszun, trener Rakowa: Chodzi w nich przede wszystkim o przeanalizowanie meczu i refleksję nad nim. Raport jest obszerny, wielowątkowy. Zawierał 46 pytań, ale właśnie go zmodyfikowaliśmy, trochę go zredukowaliśmy, w poszukiwaniu optymalizacji naszych działań. Taka klasówka? - Czy ja wiem? Chodzi o skłonienie do refleksji, analizy nad tym, co się stało. Piszą wszyscy, nawet ci, którzy nie grają? - Tak, nawet ci, którzy oglądają mecz przed telewizorem - i to nie jednym okiem, przysypiając, tylko analitycznie. Teraz są kontuzjowani, ale za chwilę będą grać, powinni być na bieżąco. Ich perspektywa też jest ważna. Kadra zespołu liczy 30 piłkarzy, z wszystkimi nie porozmawiam. Po meczu jest regeneracja, potem dzień wolny i widzimy się dopiero trzeciego dnia. A tak, raport w każdej chwili mogę sobie poczytać, choćby jadąc w pociągu. I przystępując do pracy w kolejnym tygodniu już sporo wiem. I co pan z tym robi? - To dla nas szybka informacja zwrotna i wgląd w zawodnika - odnośnie jego stanu mentalnego, samopoczucia, oceny meczu, motoryki, jakie są deficyty, co chciałby poprawić; mamy dużo wskazań do pracy. Chodzi o jakąś refleksję nad meczem, bo ten raport jest wielowątkowy, bierze pod uwagę dużo różnych aspektów. To też pole do rozmowy z piłkarzem - dlaczego źle się czułeś, bo co, nie spałeś, przejadłeś się? Takie przypadki też się zdarzają. Chcę to wiedzieć, a mierziło mnie zawsze, gdy słyszałem po meczu: "walniesz piwko i jedziemy dalej"... Co tam piłkarze - sami trenerzy do znudzenia powtarzają: zapominamy o tym meczu, to już historia, skupiamy się na kolejnym... - No właśnie, to taka sztampa, która nie pomaga. "A bo mieliśmy słabszy dzień, a bo oni strzelili, a my nie." "Przegraliśmy po raz kolejny, jesteśmy w dole, bo presja, musimy się teraz wykopać" i tak dalej.... To wszystko zbyt ogólne i może właśnie dlatego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy? Tu trzeba trochę głębiej zajrzeć w mecz, w szczegóły. Dokładna analiza pomaga wyciągać wnioski, korygować błędy w tygodniu i się rozwijać. Jak przelecisz po łebkach - no zdarza się, jesteśmy w dole, itp. - to kisisz się ciągle w tym samym sosie i nic z tego nie wynika. Zobacz TOP 5 bramek i interwencji z Ligi Mistrzów - obejrzyj już teraz! Ale piłkarze grymaszą, że muszą coś pisać... - Na ogół nie są do tego przyzwyczajeni, to dodatkowy obowiązek. Słyszę nieraz: "Trenerze, trochę luzu, my tu wygrywamy, trochę się pocieszmy, a tu trzeba jeszcze raport pisać..." No dobra, ale ile będziesz się cieszył i świętował? Na napisanie masz 36 godzin, jakie masz jeszcze zadania do wykonania w tym czasie? Regenerujesz się, odpoczywasz. Nie masz innych zadań. A tak, poprzez raport podsumowujesz, zamykasz ten mecz w głowie, my jako sztab robimy odprawę, konfrontujemy to z naszą oceną i dopiero wtedy jesteś przygotowany, by iść dalej. Czytaj także: Papszun: Nie wybierajmy za właściciela czym ma jeździć Są testy Coopera, Żołądzia, to może warto opatentować też raport Papszuna? - To nie jest prosty temat, bo piłkarze nie są wyedukowani pod tym kątem. Nie było wymagań i nie jest łatwo im zrealizować dodatkowy obowiązek. A więc jednak historia nauczycielką życia? - Oczywiście, że nie chcemy nią żyć, w pewnym momencie też zamykamy ostatni mecz, ale tylko analizując go, wyciągając wnioski, możemy być lepsi w kolejnym. W odróżnieniu choćby od selekcjonera Adama Nawałki, który zawsze pracuje z Bogdanem Zającem i Jarosławem Tkoczem, pan wymienia członków swojego sztabu. M.in. dwa lata temu wziął pan na asystenta poliglotę Goncala Feio. Nie przywiązuje się pan do ludzi czy szuka optymalizacji? - Już mówiliśmy, że pracuję w jednym klubie sześć razy dłużej niż średnia pracy trenera, więc siłą rzeczy w tak długim czasie do zmian również w sztabie musi dochodzić. Poprzedni moi współpracownicy byli ze mną trzy lata i więcej, a Maciej Sikorski - 11 lat. Po czym doszliście do wnioski, że pora na rozstanie? - Dokładnie. Z Maćkiem wspólnie doszliśmy do wniosku, że dla nas obu dobrze będzie, żeby popracować z kimś innym, nabrać nowej perspektywy. Nieraz też komuś brakowało kompetencji, komuś innemu pracowitości, a jeszcze innemu nie mogłem podnieść stanowiska, bo musiałbym kogoś zwolnić. Każdy przypadek jest inny, złożony, nie ma jednego klucza, którym można by wszystko wytłumaczyć. Trener Runjaić w Pogoni też zmieniał asystentów. Czytaj też: Paszun: Jestem radykalnym przeciwnikiem! 24 piłkarzy przepadło! Marek Papszun: Nie mamy CV na zagranicę Dlaczego polscy trenerzy nie są cenieni za granicą? Wydawało się, że po Euro 2016 Adam Nawałka znajdzie taką posadę, a tymczasem nic z tego. Był tylko epizod Michała Probierza w roli "strażaka" w Grecji. Tak jak te 10 milionów euro za polskiego piłkarza wydawało się jeszcze niedawno barierą nie do przeskoczenia, aż w końcu padło i nie jest już dziś czymś niezwykłym. Kiedyś to był szok, dziś już nie. Kamil Piątkowski poszedł od nas do Salzburga za pięć milionów, w sumie to już norma za polskiego piłkarza. Dzisiaj byśmy go już za tyle nie sprzedali. Tak samo jest z trenerami. Potrzeba jednego Polaka, który by przetarł szlak za granicą. Pozostałym byłoby łatwiej, inaczej by się na nich patrzyło. Na razie nie mamy CV na zagranicę. Wierzy pan, że Piątkowski zacznie regularnie grać w mistrzu Austrii? Na razie nie może się przebić i zniknął z reprezentacji, a selekcjoner Michniewicz pewnie by się ucieszył, gdyby miał zawodnika potrafiącego grać w systemie z trójką stoperów... - Trudno mi powiedzieć, aż tak sytuacji Kamila nie analizuję. Wiem, że miał poważną kontuzję, zdruzgotany staw, ale szybko się odbudował. Kibicuję mu mocno. Mam nadzieję, że wywalczy sobie miejsce w drużynie, choć konkurencja jest tam duża, to klub, który rywalizował w Lidze Mistrzów i wyszedł z grupy, czyli najwyższy poziom. Jeżeli nie, pewnie będzie musiał szukać klubu, w którym będzie mógł grać, bo to wciąż młody chłopak. Marek Papszun: Położyliśmy kamień węgielny w Częstochowie. Nikt nam tego nie zabierze Odejdźmy od futbolu, choć pewnie wypełnia on panu życie. Jest pan z wykształcenia historykiem, a niedługo to o Marku Papszunie czytać się będzie w podręcznikach historii, przynajmniej tej o Częstochowie? - Dzisiaj nie myślę o tym, ale gdy po raz pierwszy sięgaliśmy po Puchar Polski i wicemistrzostwo, wspominałem chłopakom. Może dziś tego jeszcze nie doceniamy, może Raków będzie osiągał jeszcze większe sukcesy, ale nikt nie zabierze nam tego, że byliśmy prekursorami, położyliśmy kamień węgielny w Częstochowie. Historia nas za to uhonoruje i kiedyś będziemy z tego dumni. Ma pan dziś czas na lekturę książki z bliskiej panu dziedziny? - Niespecjalnie. Miałem niedawno etap czytania wszystkich biografii znanych trenerów i menedżerów, związanych z piłką oczywiście. Teraz, o ile znajdę nieco czasu, jestem w fazie czytania periodyków biznesowych związanych z inwestycjami. Wcześniej tego tematu nie zgłębiałem, ale po karierze trenera trzeba będzie się czymś zająć i z czegoś żyć (śmiech). Dawno natomiast nie czytałem nic historycznego, ale kupiłem sobie biografię Putina, sporą cegłę (Alicji Kurczab Redlich, "Wowka, Wołodia, Władimir") i przymierzam się, żeby z nią ruszyć. Marek Papszun: Mocarstwa pozwalają na mordowanie Ukraińców. Dla mnie to zaskoczenie Rozmawiamy w trakcie agresji Rosji na Ukrainę, niezwykle trudnym czasie dla Europy. Jaka jest pana ocena - magistra historii i do niedawna nauczyciela tego przedmiotu w szkole - tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą? Był pan zaskoczony wybuchem wojny? - Moim zdaniem nie należy być mocno zaskoczonym. Historia pokazuje, że Rosja to odwieczny nasz przeciwnik. My też byliśmy agresorem, zajęliśmy Moskwę na chwilę w XVII wieku. Nasz konflikt jest odwieczny i biorąc pod uwagę system rządów w Rosji, będzie trwał. Tam nigdy nie było demokracji w naszym rozumieniu tego słowa, nie ma i prawdopodobnie nigdy nie będzie, przynajmniej za naszego życia. Jeżeli wojnę uznamy za naturalną dla rosyjskiego państwa, to może szokować skala rzezi ludności cywilnej na Ukrainie? - Dla mnie największym zaskoczeniem jest, że w XXI wieku inne kraje na to pozwalają. Inne, czyli NATO? - Oczywiście, że tak. Państwa, które rządzą światem - Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Francja. Ale gdyby chciały zatrzymać Rosję, to pewne musiałyby wypowiedzieć Rosji wojnę? - A może należało zastanowić się, jak pomóc tym słabym, którzy są atakowani? Marek Papszun: Powinniśmy radykalnie wzmocnić nasz system obronny I co powinniśmy w tej sytuacji robić? - Z naszej perspektywy najważniejsze teraz to radykalnie wzmocnić nasz system obronny, który jest upośledzony. Nie mamy dobrze uzbrojonej, porządnej armii, liczymy tylko na sojuszników, czyli na to, na co liczyliśmy zawsze. A jak na tym wychodziliśmy? Powiedzenie: "umiesz liczyć, licz na siebie" jest bardzo wskazane w tej sytuacji. Jeżeli mówiliśmy o raportach piłkarzy i wyciąganiu wniosków, to z tej lekcji wniosek płynie następujący: musimy większe środki przeznaczyć na naszą obronność. Powszechna służba wojskowa? - Myślę, że nie, to już nie te czasy. Ale może pomyśleć o obowiązkowych szkoleniach strzeleckich dla młodych ludzi, z umiejętności posługiwania się bronią, udzielania pierwszej pomocy - ta w ogóle by się w życiu przydała, w różnych sytuacjach. Myślę, że należałoby dobrze wyszkolić zawodowych żołnierzy, trzymać ich pod parą i przede wszystkim ich dozbroić. My nie mamy uzbrojenia i to jest chyba nasz największy problem. Ukraina była mimo wszystko dobrze przygotowana na agresję, nie zmarnowano ostatnich kilku lat od agresji na Krym, czego w sumie nikt się nie spodziewał. I to ją uratowało. I mamy punkt odniesienia do tego, co się wydarzyło. Który okres historii pana najbardziej interesował? - Międzywojnie - odbudowa Rzeczpospolitej po odzyskaniu niepodległości, a potem kolejna wojna. Tego czasu dotyczyła praca magisterska? - Nie. Miałem bardzo oryginalny i wąski temat: "Historia piłkarstwa warszawskiego po drugiej wojnie światowej", nie było do tego praktycznie żadnej literatury. Wstępem były lata wojny i okupacji, a potem już pierwsze mistrzostwa Polski w 1946 roku, w których tytuł zdobyła Polonia Warszawa. Opisałem to bardzo skrupulatnie, właściwie dzień po dniu. Siedziałem w Bibliotece Narodowej i wertowałem prasę z tamtego okresu. Dużej pomocy udzielił mi były znakomity dziennikarz "Piłki Nożnej" śp. Mieczysław Szymkowiak, który miał archiwa polonistów i zdjęcia z tamtego okresu. To był fajny projekt w moim życiu, bo nie zrobiłem czegoś sztampowego, tylko własne, autorskie. Kto był promotorem pracy? - To też ciekawe, bo profesor Marian Orzechowski, przedostatni minister spraw zagranicznych rządu PRL, przed wyborami 1989 roku. Pamiętam, że mieszkał w kamienicy partyjnej przy Nowym Świecie. Bywałem u niego w domu. W pana domu były tradycje patriotyczne, narodowe? - Nie, pochodzę z rodziny robotniczej. Ojciec pochodził z Kresów, z terenów dzisiejszej Białorusi, a po wojnie dziadkowie zostali przesiedleni na Warmię, w okolice Lidzbarka Warmińskiego, gdzie urodzili się moi rodzice. Na początku lat 60. dziadek kupił w Warszawie dom z dużą działką, nie wiem, jak to zrobił. Może dlatego, że rodzina mamy była spod Warszawy, z mazowieckiego Stanisławowa. Ja się urodziłem już w Warszawie, siostra też. Marek Papszun: Trener musi być takim Piłsudskim Skąd więc ta sympatia dla Józefa Piłsudskiego? - Chyba z racji podobieństw, tych cech, które są mi bliskie - przywództwa, liderowania, zarządzania, charyzmy. Coś, co jest bliskie trenerowi, mojemu zawodowi. Marek Papszun: Polacy nie sprawdzają się w demokracji. Lubimy być trzymani za twarz Ułożyć się z Niemcami, by bronić przed Sowietami? - Tak jest. Zależy, co miałeś w zamiarze. Musiałeś się do kogoś "dokleić", żeby później zrealizować swoje cele. Jeżeli się chce, można każdemu wszystko dopisać, tylko "co autor miał na myśli", robiąc jedną czy drugą rzecz. Niezaprzeczalnie Pisłudski zrobił bardzo dużo dobrego. Stanął na czele państwa, porwał to państwo za sobą i działał w sposób autorytarny, bo taka była potrzeba. Jest też jednak oceniany krytycznie, zwłaszcza za przewrót majowy, po którym był nieformalnym wodzem państwa autorytarnego. - Jasne, ale takie były czasy i potrzeba. Poza tym uważam, że Polacy nie sprawdzają się w demokracji zupełnie, podejmujemy nieracjonalne decyzje. Lubimy rządy twardej ręki. Ja przewrót majowy oceniam pozytywnie. A Bereza Kartuska, obóz dla przeciwników politycznych? - Umówmy się, to była wojna domowa, ona nigdy nie jest dobra. Ale musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co w zamian. W II Rzeczpospolitej ludzie ginęli też z powodu systemu, jaki wówczas był. Państwo nie szło w dobrym kierunku, a potem doszedł jeszcze kryzys ogólnoświatowy. To nie jest takie zerojedynkowe. Piłsudski położył zdecydowanie więcej zasług niż miał przewin, przede wszystkim zjednoczył państwo, a potem je obronił. Gdyby nie on, w Polsce rządziliby bolszewicy, kto wie, czy dziś nie bylibyśmy częścią Rosji. To nam groziło i to poważnie. Ma pan dosyć radykalne poglądy... - Nie jestem oczywiście zwolennikiem zamordyzmu ani rządów autorytarnych. Wiele zależy od osoby, która stoi na czele państwa. Czy jest kompetentna, czy ma na celu dobro państwa i społeczeństwa. Oczywiście zawsze istnieje zagrożenie, że wąska grupa ludzi u władzy wykorzysta ją dla swoich celów. Ale czy w demokracji tak nie jest? Głosuje pan w wyborach? - Oczywiście, że tak. Bez względu na to, czy mi się podoba werdykt, czy nie, ale zawsze mogę głosować przeciw. Uważam to za obowiązek jako obywateli, skoro mamy o czymś decydować, brać odpowiedzialność, a zarazem nasze podstawowe prawo. Czytaj także: Raków zdecyduje się na bojkot po skandalu podczas fety Lecha? Papszun stawia sprawę otwarcie Rozmawiali Michał Białoński i Tomasz Mucha