Z jednej strony sytuacja była jasna - Raków awansowałby z Ligi Europy do Ligi Konferencji Europy, jeśli uzyskałby lepszy wynik niż Sturm. Wygra, a Austriacy nie zwyciężą; zremisuje, a rywale przegrają. Remis obu drużyn dawał awans zespołowi z Grazu. Były jednak inne rozwiązania, bo obie ekipy uzbierały tyle samo punktów, ale lepszy bilans bramkowy miał przeciwnik. I tak np. nawet w przypadku porażki Rakowa i Sturmu, mistrzowie Polski też mogli awansować. Musieliby jednak przegrać o dwie bramki mniej. W przypadku zwycięstwa, trzeba by też wygrać więcej o dwa gole niż Austriacy. Włosi, którzy byli już pewni pierwszego miejsca, ułatwili Rakowowi walkę o awans. Trener Atalanty zabrał do Polski tylko dwóch zawodników, którzy wystąpili w ostatniej kolejce Serie A przeciwko AC Milan. Trzeba jednak było to wykorzystać. Jeszcze przed meczem Raków dopadł pech, który od początku sezonu przeszkadza szkoleniowcowi - kontuzji na rozgrzewce doznał Milan Rundić. W składzie, choć nie na pozycji zastąpił go Jean Carlos. Pierwszą okazję gospodarze mieli w ósmej minucie - po akcji Johna Yeboaha i podaniu z lewej strony Carlosa, strzał Bartosza Nowaka został zablokowany. Rezerwowa Atalanta dyktuje warunki W 14. minucie Raków wpakował się w poważne tarapaty. Władysław Koczerhin stracił piłkę na własnej połowie, Aleksiej Miranczuk zagrał do Luisa Muriela, który poradził sobie z Bogdanem Racovitanem i Atalanta w mocno rezerwowym składzie objęła prowadzenie. Mistrzowie Polski nie potrafili zareagować. Mało tego, to wciąż Włosi grali lepiej. I w 26. minucie to potwierdzili - po rzucie rożnym najpierw z bliska strzelił Tommaso Del Lungo, ale jeszcze udało się wybić piłkę sprzed linii bramkowej. Z dobitką Giovanniego Bonfantiego częstochowianie sobie nie poradzili. W 32. minucie blisko trzeciej bramki był Muriel, ale Raków uratował słupek. Gospodarze odpowiedzieli dwoma strzałami Gustava Berggrena, ale nie było nawet kontaktowego gola. Uderzył także Yeboah, ale obok bramki i na przerwę częstochowianie schodzili przegrywając 0:2. Wciąż awans nie było jednak stracony, bo do przerwy przegrywał też Sturm. Jednak tuż po wznowieniu prosty błąd popełnił Adnan Kovacević, Muriel popędził sam na bramkę Rakowa, ale tym razem akurat fatalnie przestrzelił. Raków potrzebował jednej bramki Trener Dawid Szwarga zdawał sobie sprawę, że jeszcze jest sporo czasu i zrobił zmiany. Zwłaszcza że od 60. minuty prowadził Sporting prowadził już 2:0. I Rakowowi w tym momencie brakowało gola do awansu. I szybko świetną okazję miał rezerwowy Ante Crnac, ale strzał z bliska zablokował obrońca Atalanty. W 69. minucie jeszcze lepszą okazję miał Łukasz Zwoliński - dokładnie dośrodkował kolejny zmiennik Marcin Cebula, ale napastnik Rakowa nie trafił w bramkę. Za chwilę po rzucie rożnym Kovacević trafił w słupek, a Crnac nie potrafił dobić. Niewykorzystane sytuacje szybko się zemściły. Atalanta wyprowadziła kontratak, Emil Holm zagrał w pole karne, a Carlos nastrzelił Muriela i było 0:3. Raków wciąż miał szanse (Sporting podwyższył na 3:0) i kolejną okazję miał Zwoliński, ale znów Marco Carnesecchi obronił. Gospodarze próbowali, ale bramkarz Atalanty grał świetnie. W 84. minucie świetną okazję miał Crnac, ale z około 14 metrów nie trafił w bramkę. Trener Atalanty zdecydował się na niecodzienny ruch i zmienił bramkarza, ale Raków nadal bił głową w mur. W doliczonym czasie gospodarzy dobił Charles De Ketelaere i było 4:0. To już był zdecydowanie koniec marzeń.