Maciej Słomiński, Interia: Polskim kibicom pękły serca w 121. minucie meczu Slavii Praga z Rakowem Częstochowa, gdy Ivan Schranz dał awans Czechom. Mnie od razu przypomniała się książka Michała Okońskiego pt. "Futbol jest okrutny". A jak na to chłodnym okiem patrzy ekspert? Bartosz Jurkowski, ekspert TVP Sport: - Od kiedy komentuję mecze polskiej Ekstraklasy i poznaję ją coraz bardziej, tym mocniej kibicuje naszym drużynom. Dlatego od razu muszę zdementować, że oglądam polskie drużyny w europejskich pucharach bez emocji. Zwłaszcza, gdy jest to tak dobrze poukładany klub i drużyna jak Raków Częstochowa. Targają mną sprzeczne uczucia - duma i radość, że mamy zespół na takim poziomie, który tak dzielnie radzi sobie w Europie. Z drugiej strony jest ogromny żal, tym większy, że okoliczności odpadnięcia Rakowa z rozgrywek Ligi Konferencji są wyjątkowo bolesne. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Raków dwumecz ze Slavią przegrał u siebie? Taki okrutny paradoks - wygrał 2-1, ale przegrał dwumecz, bo zwyciężył za nisko. - W rewanżu wartością dodaną była obecność Vladana Kovacevicia w bramce polskiej drużyny. Z nim drużyna czuła się pewniej niż z młodym Kacprem Trelowskim za plecami. Można gdybać, co by było gdyby Bośniak zagrał w Częstochowie, czy wpadłby mu "za kołnierz" strzał Tomasa Holesa. Wolę skupić się na wczorajszym meczu, nie chcę wracać do Częstochowy, choć faktycznie wynik nie do końca oddawał, to co działo się na boisku. W Pradze do pewnego momentu mecz toczył się na zasadach Rakowa. Trzeba też pamiętać absencję spowodowaną kontuzją barku Bena Ledermana, którego wysoka forma została zauważona przez selekcjonera Czesława Michniewicza. Do którego? - Myślę, że trener Marek Papszun mimo gorących emocji i pomeczowego rozgoryczenia doskonale wie co zawiodło. Otóż w 60. minucie polskiej drużynie "odcięło prąd". Raków odwoływał mecze, na treningach przykręcano śrubę, ale to nie zagrało. Komentowałem mecz 4. rundy eliminacji do Ligi Mistrzów, w którym PSV Eindhoven uległo Rangers 0-1. Holendrzy, tak jak Raków, przekładali mecze ligowe, Szkoci grali według kalendarza "po bożemu". Efekt podobny. Trzeba było nie przekładać meczów w lidze? - To na pewno nie było decydujące, ale miało jakiś wpływ. Starczy popatrzeć na to co stało się po godzinie gry. Zwrócę uwagę na to, że Slavia Praga wzorowo odrobiła pracę domową. Ivi Lopez był właściwie wyłączony z gry, poza piękną akcją z pierwszej połowy, gdy po wymianie podań z Bartoszem Nowakiem trafił w słupek. Świetnie, że Rakowowi udało się utrzymać Iviego w klubie, bo jest to zawodnik o wysoko rozwiniętych umiejętnościach technicznych i jest stworzony do gry kombinacyjnej. Mają na wahadłach Frana Tudora i Patryka Kuna, skrzydłowi Wdowiak czy Nowak, do tego trzech piłkarzy na pozycji numer 9 (Fabian Piasecki, Vladislavs Gutkovskis i Sebastian Musiolik). Siła ofensywna może imponować. To piłkarze o określonych umiejętnościach piłkarskich, ale żeby w pełni wykorzystać walory wymienionych zawodników, muszą dostawać podania odpowiedniej jakości. To jest w stanie zapewnić Ivi Lopez. Przy założeniu, że przeciwnik na to pozwala. W tym spotkaniu był z tym problem. Drugiej bramce prażan można było zapobiec. - Dośrodkowana piłka leciała bardzo długo. Nie wiem czy Kovacević nie powinien do niej wyjść, przy swoich predyspozycjach i warunkach fizycznych. Przy braku Tomasa Petraska i Andrzeja Niewulisa, Raków ma problemy przy stałych fragmentach gry. Gol Schranza, choć zdobyty z akcji nosił znamiona rzutu wolnego z bocznego sektora boiska. Pierwszy gol padł trochę "z niczego". Niewiele zapowiadało nieszczęście. - Zawiodło ustawienie obrońców, ale tutaj błąd gonił błąd. Pierwszy popełnił Fran Tudor, którego przy linii bocznej minął Petr Sevcik. Szkoda mi Chorwata, bo jest kluczową postacią zespołu Rakowa, zwłaszcza na wahadle w systemie preferowanym przez trenera Papszuna. On i Patryk Kun po drugiej stronie boiska. Ta akcja bramkowa napędziła Slavię, takie mecze rozstrzygają się w głowach i od tej chwili Czesi byli w ciągłym natarciu. Kto byłby górą, gdyby doszło do rzutów karnych? - Rzuty karne, po 124 minutach gry, przy takiej temperaturze stanowiłyby ogromne obciążenie psychiczne i fizycznie dla strzelających zawodników. Chcę zwrócić uwagę na jedną rzecz - pod koniec dogrywki Vladan Kovacević zaczął skarżyć się na uraz mięśniowy, nie wiem czy to nie był taki trick pod kątem rzutów karnych. Tym sposobem bramkarz chciał zasugerować strzelającym, że jest nie do końca sprawny, aby uśpić ich czujność i wprowadzić w stan rozluźnienia. Rzuty karne to loteria, nigdy się nie dowiemy co by było, gdyby... Czy odpadnięcie Rakowa Częstochowa z pucharów nie jest złą informacją dla ligowej konkurencji? Czy teraz Raków będzie mógł skupić się na lidze, gdzie pokaże plecy rywalom? - Pamiętajmy, że w 2019 r. Raków był drużyną I-ligową. Od tej pory idzie do przodu jak burza nie patrzy wstecz. Trener Marek Papszun wciąż jest głodny. Nie chodzi o to jak wygląda (śmiech), ale wciąż chce sukcesów, które są dla niego jak tlen. Progres tej drużyny jest niesamowity. Widziałem jej mecz z litewską Sudawą rok temu w pucharowych eliminacjach i, proszę wybaczyć, ale nie dało się na to patrzeć. Raków przechodzi bardzo szybką ewolucję. Dziś sztab trenerski analizuje mecz w Pradze, ale jestem przekonany, że w sobotę na tablicy w szatni pojawi się nowy cel - mistrzostwo Polski. Oczywiście nikt z klubu nie powie o tym otwarcie, w poprzednim sezonie być może presja stłamsiła Raków, który po wygranej z Lechem Poznań w finale Pucharu Polski był faworytem do mistrzostwa. Trener Papszun będzie takie głosy tamował, przynajmniej na zewnątrz. Czy Raków zdobędzie mistrzowski tytuł w sezonie 2022/23? - Za wcześnie na stawianie Rakowa jako faworyta, choć ambicje na pewno ma mistrzowskie. Skład osobowy pozwala myśleć o najwyższych celach. Co rok, a właściwie co okno transferowe, odchodzą z tej ekipy gracze mniej znaczący, na ich miejsce pozyskiwani są piłkarze dający jakość. Sezon jest długi, a siłą Rakowa jest szeroka kadra i rezerwowi tak jak byli siłą Lecha Poznań rok temu, w myśl zasady - pokaż mi swego 18 zawodnika, a powiem ci o co grasz. Wbrew pozorom częstochowianie wcale nie wystartowali w lidze rewelacyjnie. Stracili dwa gole ze Stalą Mielec, przegrali z Górnikiem Zabrze, zremisowali z Jagiellonią Białystok - wszystko to drużyny nie z ligowego topu. Choć z drugiej strony, gdy porówna się pozycję Rakowa w Ekstraklasie, to jest to niebo, a ziemia, w porównaniu z innymi pucharowiczami, a zwłaszcza mistrzem Polski. No właśnie, Lech Poznań jest w strefie spadkowej. Mistrzowi Polski nie przystoi taka pozycja. Co się dzieje? - Bartosz Salamon lider obrony Lecha powiedział w jednym z wywiadów, że to trener Maciej Skorża był liderem szatni i ojcem mistrzostwa. Trzeba uszanować sprawy rodzinne, są rzeczy ważniejsze od piłki, ale widać jak bardzo dziś brakuj trenera Skorży w szatni "Kolejorza". Czy John van den Brom to właściwy następca? - To szkoleniowiec z CV, które budzi szacunek, prowadził drużyny w europejskich pucharach. Choćby z tego powodu należało mu się trochę czasu. Nie jestem jednak pewien, czy trener wiedział w co się pakuje. Słuchając jednej z Jego wypowiedzi, w której powiedział, że nie miał świadomości o tym, że Ekstraklasa jest ligą tak "fizyczną", odnoszę wrażenie, że nie do końca przygotował się do tego zadania. A to może trochę dziwić. Czy dla Lecha Poznań puchary staną się dobrze znanym polskim klubom "pocałunkiem śmierci"? - Jego przypadek przypomina mi nieco losy Legii Warszawa sprzed roku. Jej kryzys trwał do momentu, gdy drużynę przejął Aleksandar Vuković, trener który znał Ekstraklasę na wskroś, który ma klubowe DNA. Piłkarze mówią, że mecz to najlepszy trening. Jednak czy podróżowanie Lecha na mecze pucharowe nie pogrąży go ostatecznie w lidze? - Podczas mojej przygody z piłką, uwielbiałem grać w rytmie sobota - środa - sobota. Do formy najlepiej dojść meczami, z tym że należy pamiętać, że w rozgrywkach grupowych już nie będzie Dinama Batumi, z którym można się pobawić. Czy Lech ma na ławce jakość, która pozwala grać z powodzeniem na froncie krajowym i europejskim? To się wkrótce okaże. Mam pewne wątpliwości. Jaki jest sposób Lecha na wyjście z kryzysu? - Nie należy zapominać o zupełnie bezprecedensowym kryzysie na środku poznańskiej obrony. Sześciu stoperów, z czego pięciu kontuzjowanych. Osiem zestawień środka obrony, a nie ma jeszcze końca wakacji. Duży plus dla 19-letniego stopera Maksymiliana Pingota, który spisuje się bardzo dzielnie. Gdy piłkarze będą zdrowi, sytuacja się poprawi. Kryzys może rozwiązać tylko i wyłącznie szatnia, choć to już inna szatnia niż w poprzednim sezonie. Przecierałem oczy ze zdumienia obserwując jakie transfery robi Lech. To klub, który biorąc pod uwagę za ile sprzedawali piłkarzy w poprzednich latach, robi zakupy na żenującym poziomie. Poza komentowaniem meczów spędza pan czas w dość nietypowy sposób jak na byłego piłkarza. - Podczas gry w lidze nie mogłem tego robić, ale gdy skończyłem żona powiedziała do mnie: "Kochanie, zawsze chciałeś jeździć na Harleyu-Davidsonie. Spełniaj marzenia". Od ponad trzynastu lat jeżdżę swoim "Harasem" po Europie, a od ponad roku robię to wspólnie z motocyklistami z klubu Harley-Davidson Podlasie. Jest to grupa ludzi, której głęboko na sercu leży pamięć o bohaterach walczących za wolność naszej ojczyzny. Aspekt historyczno-patriotyczny, od zawsze był obecny w mojej rodzinie. Tyle, że ja jako młody człowiek, zajmujący się zupełnie czym innym, nie przywiązywałem do tego wagi. Jednak ziarno zasiane za młodu wykiełkowało w średnim wieku. Jakie macie najbliższe plany? - Za tydzień w sobotę 3 września wspólnie z klubem motocyklowym Harley-Davidson Podlasie przyjedziemy do Gdańska w celu upamiętnienia śmierci żołnierzy, którzy zginęli broniąc naszych granic. Złożymy wieńce oraz zapalimy znicze w najważniejszych miejscach: pod pomnikiem Obrońców Wybrzeża na Westerplatte, a także Muzeum II Wojny Światowej, które chcemy zwiedzić. Odcinamy się od polityki, skupiamy na upamiętnieniu bohaterskich obrońców naszej ojczyzny. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia