- Nie było to dobre widowisko, nie ma się co oszukiwać. To był mecz walki, nerwowy z obu stron. Ale stawka była duża, dla nas finał Pucharu Polski to sprawa historyczna. Jestem dumny z zespołu, że otrząsnęli się po bramce na 1-1 i umieli zamknąć ten mecz. Jest u nas euforia. Szkoda, że kibice dziś nie mogli być z nami i tego najbardziej żałujemy. Ale mam nadzieję, że jeszcze poświętujemy razem - mówił na gorąco Papszun. - Bardzo się cieszymy bo awansowaliśmy, a to było najważniejsze. Sam finał jednak nas nie satysfakcjonuje, jeszcze trzeba go wygrać. Chcemy podnieść to trofeum - dodał trener Rakowa.Końcówkę spotkania goście grali z przewagą zawodnika, ponieważ czerwoną kartkę otrzymał Filip Piszczek, który bez piłki powalił Zorana Arsenicia. Jak tę sytuację ocenia Papszun?- Nie chciałbym się wypowiadać ze 100 proc. pewnością, bo to była dynamiczna sytuacja. Z boiska widziałem jednak, że było to brutalny faul na czerwoną kartkę, ale nie wiedziałem powtórek, które na pewno to wyjaśnią - zaznacza Papszun. Mimo gry w osłabieniu, Cracovia zdołała doprowadzić do remisu. Raków nie składał jednak broni i w doliczonym czasie gry zdobył zwycięską bramkę.- Wierzyłem, że nam się to uda. Nawet po straconej bramce poszła komenda do zespołu, żeby grali, bo jeszcze jest sporo czasu. Wierzyłem, że zamkniemy ten mecz przed czasem - podkreśla Papszun. - Teraz jednak musimy się zregenerować po tym ciężkim meczu, bo przed nami spotkania co trzy dni. Mecz z Cracovią wiele nas kosztował - dodaje trener częstochowian. W finale Raków zmierzy się z Arką Gdynia. Mecz 2 maja w Lublinie.PJ