Raków Częstochowa to niemalże modelowy przykład klubu, który mądrze i roztropnie prowadzony, w relatywnie krótkim czasie pokonuje kolejne szczeble w krajowej piłce, by po zakotwiczeniu w Ekstraklasie z marszu zrobić furorę. Oto zespół, który dopiero od sezonu 2019/20 występuje w krajowej elicie, właśnie sięga po premierowe mistrzostw Polski, a w dorobku ma już dwukrotne wicemistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar. Radosław Kałużny: Wolałbym, by zamiast Rakowa mistrzostwo świętował Lech Poznań Głównym architektem wybitnego osiągnięcia jest trener Marek Papszun, którego wiele lat temu odkrył właściciel klubu Michał Świerczewski. Coś się jednak kończy, z jednej strony na pewno wielkiego, bo odejście Papszuna po tym sezonie będzie wielkim wyzwaniem dla nowego szkoleniowca. Z drugiej jednak boss klubu wierzy, że Dawid Szwarga okaże się nie mniejszym fachowcem, dotąd pełniąc w sztabie szkoleniowym rolę asystenta. Pytań jest jednak sporo, bo konia z rzędem temu, kto przewidzi, jak potoczą się sportowe losy zespołu z Częstochowy. Możliwości klubu z takiego miasta też nie są nieograniczone, zwłaszcza pod względem zasobów finansowych, stąd z jednej strony bardzo słuszna chęć pójścia w akademie i docelowo szkolenie przyszłych talentów, z drugiej na taki projekt też potrzeba czasu, aby zaczął przynosić owoce. W tym kontekście ciekawą, a także dość pretensjonalną optykę przedstawił Radosław Kałużny, były piłkarz reprezentacji Polski oraz m.in. niemieckich klubów. Były defensywny pomocnik na łamach "Przeglądu Sportowego" wyraził obawę o to, czy aby na pewno bez Marka Papszuna ten ambitny projekt utrzymał się przez lata. - Skoro już go nie ma, głównego architekta obecnych sukcesów, mam wątpliwości, czy coś się nie skończy, a nawet posypie - zdecydowanie komentuje "Tata". A następnie krytycznie zapatruje się na pomysł ściągnięcia pod Jasną Górę Łukasza Zwolińskiego, co jego zdaniem nie byłoby właściwym inwestowaniem w drużynę. - To nie jest armata do podbicia Europy, o czym marzą w Rakowie. Jeśli miałby to być zmiennik jakiegoś kozaka, o którego sprowadzeniu nie mamy pojęcia, świetnie. Jeżeli nie, to mówimy o uzupełnieniu składu i sensownym graczu do rywalizacji, a nie o wzmocnieniu - stwierdził Kałużny. Jednak najmocniejsze słowa z punktu widzenia sympatyków Rakowa, które prawdziwie mogą ich rozsierdzić - czego zresztą świadomość ma sam emerytowany piłkarz, padły w następnym zdaniu. - Powiem coś, co dla fana Rakowa może zabrzmieć jak herezja, ale wolałbym, by zamiast Rakowa mistrzostwo świętował Lech Poznań - skwitował Kałużny, jednakowoż dodając, że tytuł został wywalczony zasłużenie, a Lech to kolejny przykład polskiego klubu, który nie radzi sobie z godzeniem gry w Polsce i europejskich pucharach.