Radomiak Radom i Warta Poznań rywalizowały w okolicznościach bardzo ciężkich - w samym środku dnia, o godzinie 15, przy temperaturze przekraczającej 30 stopni. Wydawało się, że w takich okolicznościach o dobry poziom starcia. Tymczasem oba zespoły zaskoczyły i zafundowały spieczonej żarem widowni widowisko niezwykle ciekawe, z gradem bramek. Z czego pierwsza padła już po czterech minutach gry. I to padła bramka cudowna. Grek Christos Donis uderzył z dystansu w sposób przepiękny, otwierając mecz golem europejskich i światowych stadionów. Od standardów za to odstawała sytuacja z 11. minuty, gdy ... przestał działać VAR. Padł prąd w Radomiu. Kto jednak zna Wartę Poznań, jej ostatnie lata i walkę o wejście do najwyższej ligi i utrzymanie w niej, wie że to zespół niezłomny i okrzepły w takich sytuacjach. Nie da się go złamać żadnym golem w pierwszych minutach, nawet najpiękniejszym. Poznaniacy ruszyli na Radomiak i stworzyli sporo okazji bramkowych, z czego Mateusz Cichocki dwukrotnie wybijał piłkę jakimś cudem z linii. W samej tylko akcji z 15. minuty Zieloni oddali aż sześć strzałów! Do czasu się udawało. Wreszcie interweniujący pięściami bramkarz Albert Posiadała trafił nimi w twarz skaczącego do piłki napastnika Warty Adama Zrelaka. Sędzia pobiegł do monitora VAR i mimo oślepiającego słońca bez trudu dopatrzył się faulu. Karnego na wyrównanie zamienił Kajetan Szmyt. Pogoń Szczecin grała o odzyskanie twarzy. I odzyskała ją Radomiak odpowiada, Warta odpowiada Błyskawicznie na tę sytuację odpowiedział jednak Radomiak. Dośrodkowanie, wrzutka piłki w pole karne skończyła się uderzeniem głową Brazylijczyka Pedro. Gospodarze nie dali Warcie zbyt długo cieszyć się z wyrównującego gola. Ta jednak dokonała w przerwie istotnej zmiany, gdy Macieja Żurawskiego zastąpił Chorwat Dario Vizinger. Dostał doskonałe podanie od Filipa Borowskiego na wolną pozycję i pięknie zameldował się na boisku. Były gracz klubów niemieckich i austriackich wyrównał na 2:2, ale to nie był koniec zaznaczania przez niego obecności na boisku. Zaraz po przerwie na picie Chorwat starł się w walce z rywalem na skraju pola karnego i sędzia uznał, że jego ręka trafiła przeciwnika w twarz. Brazylijczyk Pedro podszedł do karnego, podrobił i... spudłował. Zagrali na nosie Infantino. Ta decyzja budzi szacunek Radomiak nacierał i rozgrzewał - o ile to jeszcze możliwe - widownię do samego końca spotkania. Warta Poznań potrafiła się jednak odgryzać. To był mecz dwóch ekip, które dawno już nie są beniaminkami. Teraz to okrzepli, zaprawieni w bojach ligowcy ekstraklasy. Jeszcze w ostatniej minucie puścił się rajdem Portugalczyk Edi Semedo, ale oddał zbyt lekki strzał. Gospodarze nie ustawali jednak, znowu się kotłowało pod poznańską bramką, aż w siódmej minucie doliczonego czasu padło rozstrzygnięcie. Portugalczyk Leonardo Rocha uderzył na bramkę, ale piłkę wybili gospodarze. Tak niefortunnie jednak, że ta trafiła do leżącego już na trawie gracza Radomiaka i on z bliska wbił ją do siatki na 3:2.