Spotkanie w Radomiu pokazało, jak wiele dla Wisły Płock znaczy Rafał Wolski. Po brutalnym faulu w ostatnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze lider płocczan został zawieszony na cztery spotkania, a zastępujący go Michał Mokrzycki nie był w stanie wejść w buty kolegi. Trener Pavol Staňo dokonał jeszcze trzech innych roszad w składzie, z których dwie mocno zaskoczyły. O ile Łukasz Sekulski od siedmiu spotkań nie był w stanie zdobyć choć jednej bramki, to jednak brak Piotra Tomasika, grającego niemal wszystko od deski do deski, dawał do myślenia. Pozbawiona swoich podstawowych graczy Wisła w pierwszej połowie zaprezentowała się po prostu skandalicznie. Nie oddała żadnego, choćby nawet niecelnego strzału na bramkę Gabriela Kobylaka, bo statystycy nie zaliczyli tu zagrania Aleksandra Pawlaka. I słusznie, bo gracz lidera dośrodkowywał. Zastanawiała też kiepska postawa Davo, który był na początku sezonu objawieniem Ekstraklasy. Pechowy samobój Jakuba Rzeźniczaka. Radomiak na gola zasłużył Radomiak był lepszy od pierwszej minuty. Bardziej aktywny, pozytywnie nastawiony do gry. Do 19. minucie niewiele jednak mógł zrobić w polu karnym gości, jedynie po strzale Roberta Alvesa na początku spotkania kibicom mogły trochę mocniej zabić serca. Aż wreszcie świetną akcję popisał się Luis Machado. Portugalczyk najpierw ograł zwodem na lewą nogę Pawlaka, podbiegł w kierunku pola karnego Wisły, tam znów ograł... Pawlaka, ale tym razem na prawą stronę. I oddał strzał, który pewnie byłby niecelny. Tyle że piłka odbiła się od nogi Jakuba Rzeźniczaka i całkowicie zmyliła Bartłomieja Gradeckiego. Radomiak prowadził zasłużenie i nadal atakował. Machado w 36. minucie uderzył z dystansu niecelnie, podobną próbę miał Filipe Nascimento, wreszcie strzał Machado z woleja był za lekki. Lider mógł naprawdę prowadzić wyżej. W Wiśle bez zmian, więc Radomiak podwyższa wynik Co w tej sytuacji mógł zrobić Pavol Staňo? Być może dokonać jakichś zmian, na pewno inaczej ustawić zespół, który zupełnie sobie w Radomiu nie radził. Tymczasem zaraz po przerwie na boisku pojawiła się ta sama drużyna. I tak samo grająca. Już w pierwszej akcji po przerwie celnie z 10 metrów uderzył Nascimento, ale Gradecki był górą. W 50. minucie przy uderzeniu Roberto Alvesa był już jednak bezradny. Radomiak prowadził 2-0 i trochę bardziej zaczął szanować piłkę. Gospodarze nieco się cofnęli, Wisła zaczęła rozgrywać piłkę na połowie Radomiaka, ale niewiele z tego wynikało. Z jednym wyjątkiem, gdy obrońcy Radomiaka nie doskoczyli w 55. minucie do Kristiána Vallo, a Słowak huknął z 20 metrów w środek bramki. Dokładnie tam, gdzie stał Gabriel Kobylak, ale uderzenie było atomowe. Bramkarz zdołał zbić piłkę w górę, futbolówka uderzyła w poprzeczkę i wróciła do gry. Wisła nie złapała więc kontaktu i nie zrobiła tego do końca spotkania. Biła głową w mur defensywny Radomiaka, który raz po raz wyprowadzał kontrataki. W 76. minucie radomscy kibice już się nawet cieszyli z trzeciego trafienia, ale piłka po strzale Dawida Abramowicza minęła słupek nie z tej strony, co trzeba. Z kolei w 86. minucie Tiago Matos, tuż po swoim wejściu na boisko, popisał się bardzo ładnym strzałem, tuż przy okienku bramki gości. Trafił jednak w poprzeczkę. Radomiak - Wisła Płock 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 Jakub Rzeźniczak 19., samobój, 2-0 Roberto Alves 50. Radomiak: Kobylak - Grzybek, Pedro Justiniano Ż, Rossi - Pik (70. Leândro), Filipe Nascimento Ż (85. Matos), Thabo Cele, Abramowicz Ż - Alves (70. Luizão), Luis Machado Ż (90.+2 Semedo) - Maurides (90.+2 Sokół). Wisła: Gradecki Ż - Pawlak, Rzeźniczak, Kapuadi, Chrzanowski - Furman (84. Lesniak) - Vallo (72. Sekulski Ż), Mokrzycki (57. Rasak), Szwoch (84. Kocyła), Davo - Kolar (57. Lewandowski). Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów 4004.