Wściekłość i rozczarowanie porażką nie przyćmiły umysłu Leszka Ojrzyńskiego. Trener Korony głęboko żałował straconej szansy, ale nie mógł sobie odmówić przyjemności skomentowania gry Łukasza Teodorczyka. "Co ten chłopak wyrabia z piłką" - kiwał głową, dodając, że już wkrótce napastnik Polonii razem z Arkadiuszem Milikiem z Górnika Zabrze powinni wnieść nową jakość do reprezentacji Polski. Entuzjastyczne słowa Ojrzyńskiego z pewnością nie pozostaną bez echa, sześć lat temu był on przecież asystentem Waldemara Fornalika w Polonii Warszawa. Nowy selekcjoner lubi stawiać na młodych graczy. "Stadiony świata" - wołał komentator Canal+ po tym jak przy drugim golu dla Polonii, Teodorczyk wkręcał w ziemię dwóch obrońców Korony. Ekspert Kazimierz Węgrzyn nie mógł powstrzymać śmiechu, potem tłumaczył, że bynajmniej nie drwi z bezradnej defensywy z Kielc, ale nie może zapanować nad radością po akcji młodego gracza. "Brawo Teodorczyk, dla ciebie warto było przyjść na mecz" - zawołał. Po tych wszystkich zachwytach, do których przyłączył się rzecz jasna trener Polonii Piotr Stokowiec, można dojść do wniosku, że piłkarska młodzież w Polsce ma klawe życie. Wystarczy jedna akcja, by piłkarz został dostrzeżony, wystarczy kilka, by wszyscy polecali go selekcjonerowi. Bieda w polskiej piłce sprawia, że każdy zdolny gracz, który wybije się ponad przeciętność Ekstraklasy, budzi nadzieję. Zaczyna się poklepywanie po plecach, podwyżka, potem zagraniczny transfer, aż samemu piłkarzowi wyda się, że jest pępkiem świata. I na tym to, co dobre, zwykle się kończy. Jeśli jednak 21-letni Teodorczyk zachowa rozsądek, może uniknąć rozczarowań, które przeżywały zastępy jego poprzedników. Musi pamiętać, że zaledwie jeden na stu zdolnych napastników, osiąga tyle, ile sobie zaplanował. Póki co nie mniejszy entuzjazm niż Teodorczyk, budzi cała drużyna Polonii Warszawa, choć akurat z Koroną nie zagrała dobrego meczu. Kadrowicz Paweł Wszołek wyglądał na przemęczonego, ale miał jedno genialne zagranie przy bramce na 1-0. Stokowiec i jego zespół wnoszą do szarej Ekstraklasy zbawienny entuzjazm. Po letnim trzęsieniu ziemi przy Konwiktorskiej, ta drużyna miała nie istnieć, nic dziwnego, że poloniści grają dziś jak straceńcy, którym los podarował drugie życie. Przykład daje 35-letni Marcin Baszczyński, który w polskiej piłce zapracował na pozycję guru. W tyłach wspomaga go Adam Kokoszka, niegdyś wielki talent, reprezentant kraju u Leo Beenhakkera, dziś ratujący karierę po pobycie w Empoli. Grą kieruje Łukasz Piątek, wychowanek klubu, obok gra Adam Pazio, który do Polonii trafił z Wołomina. W tej drużynie tkwi siła skromności i rozsądku, największym wyzwaniem dla Stokowca będzie ją utrzymać. Oby po przerwie zimowej ten zespół wciąż przypominał siebie. Ciekawe, co czuje dziś Józef Wojciechowski, który latem zostawił Polonię? Przez sześć lat jego obłąkańczych rządów, zespół z Konwiktorskiej tylko incydentalnie grał tak dobrze, jak dzisiaj. Kapryśny bogacz nie budował sukcesu, ale chciał go kupić. Tragizm sytuacji polegał na tym, że nigdy nie pasował do tradycji Polonii. Nawet jeśli ktoś wierzył w jego szczere intencje, widział, że ten osobliwy związek porusza się w kierunku nieuchronnej katastrofy. Latem stało się to, co stać się miało, zanosiło się, że klub zniknie z mapy polskiej piłki akurat w setną rocznicę istnienia. Każdy piłkarz był na sprzedaż. Cudem uratowana drużyna przystąpiła do rozgrywek właściwie bez przygotowań. Dziś w tabeli wyprzedza ją tylko Legia. Swoją drogą polski futbol w jakiś kuriozalny i tragiczny sposób oparł się rodzimym milionerom. Lista wygranych właściwie nie istnieje, lista "ofiar" jest długa. Autor: Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2401131" target="_blank">Podyskutuj o artykule na blogu autora</a>