Na konferencji prasowej przed meczem z <a class="db-object" title="Pogoń Szczecin" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-pogon-szczecin,spti,8094" data-id="8094" data-type="t">Pogonią Szczecin</a>, nowy trener <a class="db-object" title="Lechia Gdańsk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-lechia-gdansk,spti,8087" data-id="8087" data-type="t">Lechii Gdańsk</a>, <a class="db-object" title="Marcin Kaczmarek" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-marcin-kaczmarek,sppi,50673" data-id="50673" data-type="p">Marcin Kaczmarek</a> mówił m.in.: - Dla mnie to będzie wyjątkowy mecz. Dlatego że wracam do Lechii, bo to dla mnie więcej niż klub. Oprócz tego miałem swój poważny epizod w Szczecinie. Byłem tam w roli zawodnika i trenera. 48-letni szkoleniowiec, gdy jeszcze nie był trenerem Lechii, otrzymał oficjalne zaproszenie na otwarcie szczecińskiego stadionu. Kaczmarek w latach 1994-98, przez 4,5 roku występował w szczecińskim klubie. Jako jeden z nielicznych, był zarówno piłkarzem, jak i trenerem "Portowców". Przed nim i po nim podobnej sztuki dokonali jeszcze: Eugeniusz Ksol, <a class="db-object" title="Mariusz Kuras" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-mariusz-kuras,sppi,989860" data-id="989860" data-type="p">Mariusz Kuras</a>, <a class="db-object" title="Piotr Mandrysz" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-piotr-mandrysz,sppi,42139" data-id="42139" data-type="p">Piotr Mandrysz</a> i <a class="db-object" title="Maciej Stolarczyk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-maciej-stolarczyk,sppi,27615" data-id="27615" data-type="p">Maciej Stolarczyk</a>. Trenerski czas Kaczmarka w Szczecinie był krótki. To jesień 2007 r., gdy Pogoń prosto z Ekstraklasy wylądowała w IV lidze. Po rundzie jesiennej trener został zwolniony, nie dlatego, że notował z drużyną słabe wyniki. Wręcz przeciwnie, drużyna pod jego wodzą była liderem, zastąpił go <a class="db-object" title="Mariusz Kuras" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/profil-mariusz-kuras,sppi,989860" data-id="989860" data-type="p">Mariusz Kuras</a>, który rozpoczął z drużyną marsz w górę ligowej hierarchii. Marcin Kaczmarek, specjalista od ligowych promocji, ten awans liczy za pół. Jak sam mówi, ma na koncie 7,5 awansu - połowiczny z Pogonią, jeden z <a class="db-object" title="Widzew Łódź" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-widzew-lodz,spti,8072" data-id="8072" data-type="t">Widzewem Łódź</a> i po dwa z <a class="db-object" title="Olimpia Grudziądz" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-olimpia-grudziadz,spti,6336" data-id="6336" data-type="t">Olimpią Grudziądz</a>, <a class="db-object" title="Wisła Płock" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-wisla-plock,spti,8092" data-id="8092" data-type="t">Wisłą Płock</a> i macierzystą <a class="db-object" title="Lechia Gdańsk" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-lechia-gdansk,spti,8087" data-id="8087" data-type="t">Lechią Gdańsk</a>, której jest wychowankiem, do której teraz wrócił po 16-letniej rozłące. Kaczmarek zaczął trenować w Lechii, gdy jego ojciec został asystentem trenera Biało-Zielonych, którzy grali w Ekstraklasie pod wodzą <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-wojciech-lazarek-miedzy-gdanskiem-i-poznaniem,nId,4885193">Wojciecha Łazarka</a>. O "Baryle" żartobliwie mówią, że to trenerski ojciec "Bobo" Kaczmarka, zatem dla Marcina "dziadek". Potem Kaczmarek-senior przejął po <a href="https://sport.interia.pl/reprezentacja-polski/news-michal-globisz-jeden-za-wszystkich-wszyscy-za-jednego,nId,4601910">Michale Globiszu</a> szkolenie rocznika 1972 w gdańskim klubie, "Mały" Kaczmarek jest dwa lata młodszy, ale był tak dobry, że wkrótce dołączył do drużyny ojca. Notorycznym problemem Lechii Gdańsk był brak kasy, <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-pierwszy-polski-lot-do-malej-moskwy-pilkarze-w-bazie-armii-r,nId,6245963">chociaż akurat na ligową inaugurację do Legnicy udało im się polecieć stylowo, samolotem wojskowym</a>. Z powodów finansowych zaraz wszyscy doświadczeni piłkarzy odeszli, musieli grać młodzi, pod wodzą <a href="https://sport.interia.pl/autor/maciej-slominski/news-pilka-nozna-boguslaw-kaczmarek-konczy-71-lat-przypominamy-ku,nId,5088939">Bogusława Kaczmarka</a>, mówiło się o nich "najmłodsza drużyna szczebla centralnego". W wieku 16 lat i kilku miesięcy zadebiutował w II lidze i Marcin. Cały Polski futbol był wówczas mocno zwariowany, jedne kluby bardziej drugie mniej. Lechia Gdańsk należała do tych pierwszych. <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-byc-albo-nie-byc-w-ekstraklasie-maly-musi-stac-sie-duzy,nId,6297294">W nieprawdopodobnych okolicznościach Lechii udało utrzymać się w II lidze, z gdańskim klubem Kaczmarek żegnał się złamanym z radości płotkiem na stadionie w Dzierżoniowie</a>. "Mały" (tak na niego wołają od...małego) uznał, że jeśli chce grać na poważnie w piłkę musi to robić gdzie indziej niż w Trójmieście. Złożył podanie o zwolnienie z Lechii, by kontynuować karierę w Pogoni, która grała szczebel wyżej. To było coś w rodzaju testów, bo "Dziennik Bałtycki" pisał, że Pogoń ma dać odpowiedź w ciągu tygodni. I dała. "Portowcy" wypożyczyli Kaczmarka na rok, by potem go wykupić i podpisać z nim 3-letni kontrakt. Pogoń należała do klubów bardziej poukładanych od Lechii Gdańsk, ale do normalności było jej daleko. Sam Marcin Kaczmarek pod koniec pobytu w Szczecinie w 1998 r. mówił na łamach "Piłki Nożnej": - Chętnie przedłużyłbym umowę, ale dzisiaj mam wątpliwości czy w Szczecinie znajdą się ludzie gotowi klubowi pomóc. Obawiam się, że jeżeli ich zabraknie - myślę o sponsorze strategicznym - to w następnym sezonie drużyna może mieć bardzo poważne problemy z utrzymaniem się w pierwszej lidze. Odbyłem wprawdzie wstępną rozmowę z prezesem Folbrychtem, ale jeszcze nie wiem czy w czerwcu zdecyduję się w Szczecinie pozostać. Kaczmarek został jeszcze na pół roku, po czym odszedł do...<a class="db-object" title="GKS Bełchatów" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-gks-belchatow,spti,8050" data-id="8050" data-type="t">GKS Bełchatów</a>, o którym jeszcze będzie w tej opowieści. O tamtych czasach na Pomorzu zachodnim pisze strona 24kurier.pl: "Kryzys mocno dał się we znaki piłkarskiej Pogoni, która w końcówce lat 90. stała niemal na krawędzi. W tamtych czasach klub nie dostawał żadnej pomocy - ani z Urzędu Miasta, ani z firm związanych z Żeglugą Morską. Mało tego, klubowi odebrano nawet możliwość zarabiania w inny sposób. Na początku lat 90. niemal wszystkie zyski z działającej na koronie stadionu giełdy samochodowej trafiały na konto klubu. (...) Na giełdzie pracowali nawet piłkarze. Oczywiście nie ci z wyjściowego składu, ale ci drugoplanowi. Ci, którzy w sobotę nie grali w meczu ligowym, to w niedzielę stawiali się skoro świt na koronie stadionu i pełnili rolę bileterów. Tak było w istocie. Było trochę podobnie, jak podczas kultowego filmu "Piłkarski poker", z tą różnicą, że piłkarze nie handlowali samochodami, ale sprzedawali bilety i roznosili ulotki. Sytuacja przez wiele lat była taka, że Pogoń nie mogła rozgrywać swoich spotkań w niedzielę. Ten dzień był zarezerwowany na handel. Mecze mogły się odbywać tylko w soboty". Bieda w Pogoni najmocniej dała się we znaki w ekstraklasowym sezonie 1995/96, drugim w którym Marcin Kaczmarek występował przy Twardowskiego. Po 28. kolejce (sześć meczów do końca rozgrywek) "Portowcy" byli w górnej połowie tabeli - na 9. miejscu, mając 7 punktów przewagi nad strefą spadkową i aż 11 nad przedostatnim w tabeli GKS Bełchatów. Przed ostatnią kolejką przewaga stopniała do trzech punktów, a "Przegląd Sportowy" pisał, że koalicja zespołów zainteresowanych utrzymaniem w lidze nie lubi nadmorskiego powietrza - z geografii pała, bo ze Szczecina jest nad morze prawie 100 kilometrów. Pisano również o bełchatowskiej rewelacji wiosny. W ostatniej kolejce, w meczu o wszystko GKS Bełchatów wygrał u siebie 2-1 z Pogonią, a tamtejsi kibice mieli w oczach łzy szczęścia, niczym rok wcześniej, gdy uzyskano awans do Ekstraklasy. Długo skandowano nazwisko trenera Krzysztofa Pawlaka, który mówił o największym sukcesie w szkoleniowej karierze. Raczej powinno się skandować nazwisko sędziego międzynarodowego Mirosława Milewskiego z Warszawy, który w 24. minucie wyrzucił z boiska Leszka Pokładowskiego, czym wypaczył wynik spotkania. Red. Jacek Kmiecik dał mu w "PS" ocenę 9. W archiwalnej gazecie czytamy, że sędzia Milewski zwykł karać kartkami w ostateczności, jednak "Portowcy" zechcieli grać w kości, nie miał więc wyjścia... Pisano, że Pogoń była zbyt słaba organizacyjnie, za biedna, by mogła utrzymać się w Ekstraklasie. Finisz ligowego sezonu 1995/96 nie był udany w rodzinie Kaczmarków. Marcin spadł z Pogonią z Ekstraklasy, spadł jego macierzysty klub Lechia (wówczas twór fuzyjny z Olimpią Poznań), ojciec Bogusław jako trener utrzymał się z Sokołem Tychy, ale po przedłużeniu kontraktu ze śląsko-wielkopolskim klubem o dwa lata został zwolniony przez prezesa Piotra Bullera. Prasa krajowa pisała o tym, że "piłka tonie na wybrzeżu" - z II ligi spadły Bałtyk Gdynia i Polonia Gdańsk, z Ekstraklasy spadła Lechia/Olimpia i Pogoń. W Szczecinie z funkcji wiceprezesa i dyrektora klubu urlopowano wieloletniego działacza, Andrzeja Rynkiewicza. Pisano o jego apodyktycznej i nieprzemyślanej polityce transferowej. Klubów mieli szukać Olgierd Moskalewicz i Marcin Kaczmarek, do Amiki Wronki mieli odejść <a href="https://sport.interia.pl/klub-pogon-szczecin/news-nie-mieli-cieplej-wody-dzis-otwieraja-jeden-z-najnowoczesnie,nId,6319305">Radosław Majdan</a> i Robert Dymkowski. Jeśli tak by się stało, trudno było myśleć o powrocie do Ekstraklasy. Marcin Kaczmarek w przedsezonowym "Skarbie Kibica II ligi" figurował w rubryce "odeszli" i dopisek "Hvidrove (Dania) - w trakcie załatwiania". Jednak załatwić się nie udało, a raczej dało, że Pogoń właściwie nie osłabiła się przed II-ligowym sezonem. Do Szczecina przyszedł jedynie trener Romuald Szukiełowicz, który przywiózł ze sobą niechcianego w <a class="db-object" title="Śląsk Wrocław" href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/druzyna-slask-wroclaw,spti,97" data-id="97" data-type="t">Śląsku Wrocław</a>, Romualda Kujawę. Od początku stało się jasne, że Pogoń będzie nadawać ton rozgrywkom - szczecinianie na jesień mogli pochwalić się zwłaszcza znakomitym bilansem domowym - 8 wygranych i 1 remis. Mecz na Twardowskiego miały również ciemną stronę i to dosłownie - Zakład Komunikacji Miejskiej w Szczecinie wystąpił z prośbą do władz kluby, by mecze rozgrywano przed zapadnięciem ciemności. Hordy chuliganów dewastowały wieczorową porą po meczach tramwaje i autobusy. Na półmetku w tabeli prowadził beniaminek Groclin-Dyskobolia Grodzisk Wlkp, a "Portowcy" "żółtą koszulkę" lidera stracili po dwóch remisach z Lechią Zielona Góra i Lechią Gdańsk. O ciepłym przyjęciu w Szczecinie opowiadał <a href="https://sport.interia.pl/klub-pogon-szczecin/news-pko-ekstraklasa-jaroslaw-chwastek-historia-z-misia-rodem,nId,4552014">Jarosław Chwastek</a>, który w przerwie zimowej przybył z Lechii do Pogoni:<a href="https://sport.interia.pl/klub-pogon-szczecin/news-pko-ekstraklasa-jaroslaw-chwastek-historia-z-misia-rodem,nId,4552014">- Wchodzę do szatni, a tam wszyscy klepią mnie po plecach, byłem zaskoczony. Chłopcy mi mówią, że dzięki mojej bramce dla Lechii z Elaną Toruń, Pogoń awansowała na drugie miejsce na półmetku, dlatego drużynie wypłacili wszystkie zaległe premie.</a> Na wiosnę Pogoń (z powodzeniem) biła się o powrót do Ekstraklasy. Lechia (bez powodzenia) walczyła o uniknięcie degradacji z II ligi. 18 czerwca 1997 r. w Szczecinie miała odbyć się feta z okazji awansu, na mecz miała przyjechać skazywana na pożarcie Lechia Gdańsk. Oddajmy głos Chwastkowi: - Trzy kolejki do końca, mamy awans na wyciągnięcie ręki, kibice w gotowości, wszystkie knajpy i restauracje zarezerwowane, będzie święto. W tygodniu Lechia dzwoni i mówią, że nie mają pieniędzy i nie przyjadą. My załamani. Jak to feta bez meczu? Pogoń mówi: "Płacimy za autokar i za wasz pobyt w Szczecinie, tylko przyjedźcie". Przyjechali. Mój przyjaciel, Mariusz Giergiel w bramce Lechii rozegrał mecz życia. Goście wygrali 1-0. Sensacja! Zamiast fety, stypa. Wszystko trzeba było odwołać. My załamani, nie wychodziliśmy z szatni przez trzy godziny. Pojechaliśmy do Głogowa, wygraliśmy 5-1 z Chrobrym. Tam świętowaliśmy awans, czego świadkami było sześciu kibiców Pogoni. Historia jakże typowa dla polskiej piłki. Pogoń awansowała do Ekstraklasy, ale jej nie zawojowała, w kolejnych sezonach 14., 13. i 13. miejsce. Czego zabrakło, by powalczyć o więcej? - Mam szczęście trafiać na fajnych ludzi. Ostatniego stopera grał Marcin Kaczmarek, na lewej Maciek Stolarczyk, ja na prawej, w bramce Radek Majdan. Przyjaźniliśmy się nie tylko na boisku. W pomocy Maciek Faltyński, Leszek Pokładowski, Piotrek Mandrysz, Paweł Drumlak. W ataku Olo Moskalewcz, Robert Dymkowski, Grzesiu Niciński. Na papierze skład-petarda, ale zawsze czegoś brakowało. Przeważnie finansów - kończy Jarosław Chwastek, który będzie dziś wśród gości zaproszonych na otwarcie stadionu Pogoni Szczecin. Będzie również Marcin Kaczmarek, tyle że w zupełnie innej roli. W debiucie w roli trenera Lechii Gdańsk będzie chciał popsuć wielkie święto szczecińskiego futbolu. Maciej Słomiński, Interia