Andrzej Miązek miał talent do piłki. Nie zgłaszał się na żadne testy, nikt nie wepchnął go do klubu po znajomości. Grał w Lipianach - małej miejscowości na Pomorzu Zachodnim - a przedstawiciele Pogoni sami go wypatrzyli i namówili na przeprowadzkę do Szczecina. Był bardzo solidnym obrońcą. Takim w starym stylu. Potrafił wejść wślizgiem, zawalczyć bark w bark, rzucić kilka uprzejmości w stronę napastnika. Kiedyś przekonał się o tym Grzegorz Mielcarski, który najpierw prowokował Miązka, a później został zniesiony z boiska. Defensorowi Pogoni skończyła się cierpliwość i w końcu się odwinął. Miązek zagrał łącznie w 449 meczach Pogoni, z czego aż 257 miało miejsce na poziomie ekstraklasy. Do dziś jest na trzecim miejscu w klasyfikacji zawodników z największą liczbą występów dla "Portowców". Zawsze trenował intensywnie, ale lubił też zasłużony odpoczynek. Na Andrzeja Miązka zawsze czekał czteropak piwa W poprzednim stuleciu świadomość sportowców była na bardzo niskim poziomie. Regeneracja? Suplementacja? Dietetyk? Specjalista od snu? A po co to komu? A komu to potrzebne? Po treningu szło się na obiad, popijało piwem, a później grało w karty. Albo szło na miasto. Andrzej Miązek, jako czołowy gracz Pogoni, mógł liczyć na specjalne przywileje. Po każdym wyjazdowym meczu ligowym kierowca klubowego autokaru kładł na fotelu obrońcy czteropak piwa. Nigdy nie chciał za to pieniędzy. Piłkarz więc dziękował i pił. I tak za każdym razem. Kiedy była jakaś większa okazja, obok piwa pojawiała się wódka. "Pij, dobry byłeś" - usłyszał od trenera po zdobyciu wicemistrzostwa Polski. Niepostrzeżenie, krok po kroku, Miązek przywiązywał się do alkoholu coraz bardziej. "Alkoholizm? A gdzie tam? Przecież to tylko dwie puszki piwa. No, może cztery. I setka wódki. No i może coś jeszcze. A zresztą - wszyscy piją" - tak podchodzono wówczas do sprawy. Po latach okaże się, jak wiele ta frywolność będzie Miązka kosztować. Andrzej Miązek stracił pieniądze i rodzinę U alkoholików najgorsze jest bodaj to, że nigdy nie chcą przyznać się do swojej choroby. Albo jej nie dostrzegają, albo udają. Miązek też nie chciał słyszeć, że jest uzależniony. Już po karierze każdego dnia wypijał co prawda kilka piw, ale wychodził z założenia, że każdemu należy się relaks. Znalazł zatrudnienie na poczcie, ale długo tam nie zabawił. Po pijaku sam podpisał odbiór listu poleconego i nie miał już czego szukać w placówce. Później zaciągnął się na budowę, innym razem pomocną dłoń wyciągnął dawny kumpel. Miązek jeździł do Niemiec, gdzie wstawiał okna i drzwi. Jednocześnie cały czas pił. To właśnie alkohol odebrał mu nie tylko pieniądze, ale też rodzinę. Żona, córka i syn mieli dość wiecznie pijanego ojca i w końcu przepędzili go z domu. Wykorzystali fakt, że tracił kontakt z rzeczywistością, dali do podpisu dokument, a on, niewiele myśląc, postawił parafkę. Tym samym przekazał mieszkanie najbliższym, którzy chwilę później wygonili go na bruk. Z pomocą znów przyszli kumple, którzy przygarniali go pod swój dach. W międzyczasie Miązek dojrzał do decyzji o pójściu na odwyk. Andrzej Miązek zachorował na zbieractwo W pomoc swojej legendzie włączyła się też Pogoń Szczecin. Klub wspierał emerytowanego piłkarza finansowo, zatrudnił do pracy przy drużynach młodzieżowych. Dzięki temu Miązek był w stanie wynająć jakieś małe lokum. Od kilku lat były znakomity obrońca nie pracuje już jednak w Pogoni. W klubie mało kto wie, co dokładnie się z nim dzieje. Interii udało się ustalić, że mocno podupadł na zdrowiu. Jakiś czas temu Miązek zachorował też na zbieractwo. Wałęsał się po Szczecinie w gumowych rękawiczkach, zbierał różnego rodzaju śmieci i znosił do mieszkania. Nigdy nikomu nie wyjaśnił swoich motywów. *** Andrzej Miązek ma dopiero 58 lat. Wszystko, co najgorsze w jego życiu, wydarzyło się w ostatnich 8-9 latach. Do 2014 roku regularnie grywał bowiem w piłkę, choć na coraz niższym poziomie. Jego ostatnim klubem - kiedy dobijał już do 50. urodzin - była Kasta Majowe, wówczas w klasie okręgowej. Jakub Żelepień, Interia