Pogoń miała być w sobotę surowym egzaminatorem dla Górnika. Zabrzanie dawali ostatnio sygnały mogące świadczyć o tym, że powoli wychodzą z kryzysu i zaczynają realizować założenia trenera Bartoscha Gaula. W poprzedniej kolejce ograli 3:0 rewelację rundy jesiennej - Widzew Łódź - a potyczka w Szczecinie miała być dla nich papierkiem lakmusowym, który wskaże, czy był to jednorazowy wyskok, czy rzeczywisty prognostyk nadejścia lepszych czasów. Pogoń chciała z kolei w dobrym stylu powrócić na stadion przy ulicy Twardowskiego. Po raz ostatni szczecinianie grali bowiem tutaj 15 października. Później podopieczni Jensa Gustafssona ruszyli w objazd po Polsce: byli w Bielsku-Białej na pucharowym meczu z III-ligowym Rekordem, a później rozegrali dwa spotkania ligowe w delegacji. Z Warszawy przywieźli jeden punkt, a z Legnicy - komplet. "Portowców" przywitał w sobotę pełen stadion. Pogoń Szczecin - Górnik Zabrze: Goście zaskoczyli gospodarzy Piłkarze KSG zaczęli mecz z Pogonią bez najmniejszych kompleksów, od samego początku szukając ofensywnej gry. W 5. minucie bardzo dobre dośrodkowanie w pole karne posłał Dani Pacheco, a akcję wykończył głową Aleksander Paluszek. Szczecinianie zupełnie zgubili obrońcę Górnika z radarów, a ten wykorzystał fakt, że był niepilnowany i z bliska pokonał bezradnego Bartosza Klebaniuka. SPRAWDŹ TABELĘ EKSTRAKLASY Często w bieżącym sezonie zdarzało się, że utrata bramki działała na "Portowców" otrzeźwiająco. Tuż po tym, jak rywal strzelał gola, szczecinianie rzucali się wówczas do ataku. Tym razem wyglądali jednak na zespół, który nieszczególnie wie, co chce zrobić na boisku. W 14. minucie zdołali zaskoczyć zabrzan po sprytnym rozegraniu rzutu rożnego, ale finalizacja Damiana Dąbrowskiego pozostawiała wiele do życzenia. Poza tą akcją niewiele groźnego działo się w strefie obronnej gości. Dopiero w końcówce pierwszej połowy szczecinianie podkręcili tempo. Sygnałem ostrzegawczym dla Górnika powinien być strzał Leo Borgesa, po którym piłka trafiła w boczną siatkę. W 42. minucie na ostrzeżenia było już za późno - tym razem "Portowcy" dopięli swego. Luka Zahović wykorzystał płaską centrę Kamila Grosickiego i tuż przed przerwą doprowadził do remisu. Górnik Zabrze rozbił Pogoń w drugiej połowie Strata bramki do szatni w żaden sposób nie podcięła zabrzanom skrzydeł. Wręcz przeciwnie - w drugiej połowie wgnietli oni Pogoń w ziemię. Festiwal strzelecki rozpoczął w 53. minucie Kanji Okunuki. Japończyk przedryblował obrońców i bramkarza, po czym umieścił piłkę w siatce. Po tym trafieniu Górnik rozpędził się tak, że "Portowcy" nie potrafili już za nim nadążyć. W 56. minucie Szymon Włodarczyk podwyższył na 3:1, wykorzystując znakomite podanie Lukasa Podolskiego. Najlepsze w tym meczu miało jednak dopiero nadejść. Mistrz świata poczuł boiskowy luz i udowodnił, dlaczego jego lewą nogę znają kibice na całym świecie. W 73. minucie Podolski zauważył, że daleko od bramki wysunął się Klebaniuk i postanowił to wykorzystać. Niemiec oddał strzał zza połowy boiska, a piłka wpadła idealnie pod poprzeczkę. Cudowny gol ustalił wynik spotkania na 4:1 dla gości. Kibice Górnika mogą tylko żałować, że runda jesienna dobiega w tym roku końca w połowie listopada. Ich drużyna złapała bowiem znakomitą formę i kto wie, jak wyglądałaby tabela za miesiąc, gdyby nie katarski mundial... Jakub Żelepień, Interia