Pogoń to przedziwny przypadek w uniwersum polskiej piłki nożnej. Zespół ma tradycje, solidne podstawy, często słyszy się o nim, że jest dobrze zarządzany, bez zarzutów funkcjonuje klubowa akademia. Od 75 lat (!) w Szczecinie nie wstawiono jednak do gabloty choćby jednego trofeum. "Portowcy" trzy razy zameldowali się w finale Pucharu Polski - trzy razy przegrali po 0:1. Dwukrotnie zdobyli też ligowe srebro, a trzykrotnie - brąz. Wygranej w finale i złota kibice wciąż się jednak nie doczekali. W Pogoni próbowano już wielu rozwiązań trenerskich, które miały dać upragniony sukces. W kwietniu 2015 roku do klubu przyszedł Czesław Michniewicz, który zapewnił drużynie byt w grupie mistrzowskiej, a w kolejnym sezonie rozbudził nadzieje na coś znacznie więcej. Pod jego wodzą idolem trybun został Łukasz Zwoliński, a Pogoń w pewnym momencie biła się o czołowe lokaty. Skończyło się na szóstym miejscu i odejściu Michniewicza w gęstej atmosferze. Trener zasugerował, że z tą drużyną nie jest w stanie skutecznie walczyć o puchary, prezes się obruszył i współpraca została zakończona. Kilka lat później Michniewicz trafił na najważniejszy stołek w kraju - objął reprezentację Polski. Przykładów trenerów, którzy opuszczali Szczecin bez trofeum, a później odnosili sukces w innym miejscu, jest znacznie więcej. Właściwie począwszy od Michniewicza, można by tak powiedzieć o każdym kolejnym szkoleniowcu Pogoni. Pogoń Szczecin świetnie wybiera trenerów. I co z tego? Nie bądźmy gołosłowni. Po Michniewiczu stery w Grodzie Gryfa przejął Kazimierz Moskal. Od czasu do czasu "Portowcy" sprawiali wrażenie, że wiedzą, czym jest słynna krakowska piłka, ale zasadniczo rewelacji nie było. Siódme miejsce na koniec, porażka 0:4 w półfinałowym dwumeczu Pucharu Polski z Lechem Poznań i odejście trenera po jednym sezonie z powodów osobistych. Wymiernego sukcesu - brak. Dwa lata później Moskal poprowadził natomiast ŁKS do Ekstraklasy, a w tym roku powtórzył swój wyczyn, dodatkowo wygrywając Fortuna 1. Ligę. Kolejny przykład? Maciej Skorża. Zatrudnienie go ogłaszano w Szczecinie z pompą przy okazji poprzednich okrągłych urodzin klubu. Przejmował drużynę po okresie Moskala i miał zapewnić w krótkim czasie skok jakościowy. Jak się skończyło - nie trzeba nikomu na Pomorzu Zachodnim przypominać. W październiku został zwolniony, zostawiając szczecinian na ostatnim miejscu w tabeli. Zastanawiano się wówczas, czy Skorża - kolokwialnie rzecz ujmując - się skończył. Tymczasem niespełna pięć lat później pokazał, że Pogoń była wypadkiem przy pracy. W 2022 roku poprowadził Lecha do mistrzostwa, a w maju bieżącego roku wygrał z Urawa Red Diamonds Azjatycką Ligę Mistrzów. Ostatnim, który łapie się do naszego zestawienia, jest Kosta Runjaic. Niemcowi absolutnie nie można odmówić ogromnego wkładu w rozwój Pogoni, którą przejmował po fatalnym epizodzie Skorży i wprowadził do ligowej czołówki. Wymiernego sukcesu jednak za jego kadencji nie było. Dwa brązowe medale to wciąż nie trofeum, które mogłoby trafić do gabloty. W Pucharze Polski szło mu natomiast bardzo rozczarowująco - najdalej dotarł tylko do 1/8 finału. Tymczasem w swoim pierwszym sezonie w Legii od razu wygrał te rozgrywki, pokonując w finale Raków Częstochowa. Wniosek? Włodarze Pogoni Szczecin znakomicie dobierają trenerów, ale nie idą za tym wymierne sukcesy. Czy Jens Gustafsson przedłuży tę prawidłowość? Trzeba poczekać do kolejnego sezonu. Jakub Żelepień, Interia