Pogoń fatalnie rozpoczęła rywalizację w grupie mistrzowskiej. W trzech dotychczas rozegranych spotkaniach zdobyła zaledwie jeden punkt i jedną bramkę. Zremisowała z Lechem w Poznaniu 0-0, a przed tygodniem uległa przy Kałuży Cracovii 1-2. Teoretycznie nikogo to nie powinno dziwić. Szczecinianie od lat w grupie mistrzowskiej prezentują "wakacyjną" dyspozycję, a trenerzy testują w niej młodzież. Najgorzej Portowcy wystartowali w roku 2017, gdy po trzech meczach rundy finałowej mieli bilans: zero punktów, zero bramek zdobytych i pięć straconych. Rok wcześniej po trzech meczach mieli cztery zdobyte "oczka", podobnie było w minionych rozgrywkach, kiedy zespół prowadził już Kosta Runjaic. Ostatecznie portowcy w siedmiu meczach kończących sezon zdobyli 9 punktów, co pozwoliło im zająć szóste miejsce w lidze. Teraz jakikolwiek awans w tabeli wydaje się dla drużyny ze Szczecina misją nieosiągalną. Kryzys Pogoni nie trwa bowiem od rozpoczęcia rundy mistrzowskiej, ani nawet od reaktywacji rozgrywek. Zaczął się on już na początku roku. W efekcie w 11 kolejkach rozegranych w 2020 r. Portowcy zdobyli ledwie 11 punktów, wygrali 2 mecze i strzelili zaledwie 8 bramek. Gorszy bilans mają tylko Korona Kielce i ŁKS Łódź. Pogoń ma niewiele argumentów ku temu, by ten fatalny bilans poprawić. Przetrzebiona kadra wydaje się być za słaba na pierwszą ósemkę ekstraklasy. Brakuje przede wszystkim zawodników ofensywnych. O Michalisie Maniasie trener powoli zaczyna zapominać, Paweł Cibicki jest daleki od formy, Adam Frączczak na szpicy wydaje się być aktem desperacji. Trener Runjaic już nie ma złudzeń, co do tego, że jego zespół wywalczy znaczące miejsce w lidze. "Teraz, w tych ostatnich czterech meczach gramy o to, by wywalczyć jak najlepsze wyniki" - przyznał szkoleniowiec.