Koszmarnie wyglądał ten wynik 0:5 widoczny jako rezultat dwumeczu w chwili rozpoczęcia rewanżu w Szczecinie. Pogoń Szczecin na odrobienie tak potężnych start z Gandawy szanse miała minimalne, ale nie o nie chyba tak naprawdę chodziło. Portowcy walczyli o odrobienie strat, jakie ponieśli także w sferze mentalnej, o podniesienie się z kolan, na które zostali rzuceni. Wszak klęska z KAA Gent miała przełożenie także na ligę - po niej szczecinianie przegrali u siebie z Radomiakiem Radom 0:2 w sposób bezdyskusujny. Chodziło zatem o powstrzymanie wzbierającego już na samym początku sezonu kryzysu. A Bartosz Klebaniuk w bramce Pogoni rozgrywał własną grę - o to, by zmazać plamę z Gandawy. Plamę, którą on sam zrobił. Trener Jens Gustafsson nie posadził go na ławie. Pozwolił mu grać z Radomiakiem i w rewanżu z Belgami, by mu to ułatwić. Nade wszystko Pogoń walczyła o zmazanie własnej plamy z Belgii. O wygranie rewanżu i pożegnaniu się z tegorocznymi pucharami jako pierwszy polski klub, ale honorowo. Wieszają te same tajemnicze flagi przed każdym meczem. O co tu chodzi? I rzeczywiście, mecz w Szczecinie wyglądał zupełnie inaczej niż ten w Gandawie. Owszem, Belgowie mieli korzystny wynik i nie musieli aż tak bardzo się wysilać, za to Pogoń inicjowała ataki i tworzyła sytuacje. Po rzucie rożnym bitym przez Kamila Grosickiego do bardzo groźnego strzały doszedł Portugalczyk Joao Gamboa. Następnie sam Grosicki stanął przed szansą na gola, wreszcie Ormianin Wahan Biczachczjan uderzył groźnie, po koźle. Wyglądało na to, że zaraz padnie jakaś bramka dla Pogoni. Ta jednak wciąż miała tylko rzuty rożne i chwytanie się za głowę. A w 44. minucie Bartosz Klebaniuk musiał popisać się interwencją, aby zatrzymać Jordana Torunarighę. Taka wiadomość w dniu meczu. Pogoń Szczecin pożegnała ważnego zawodnika KAA Gent ruszył na Pogoń Szczecin Pierwsza połowa przebiegała wyraźnie pod dyktando ambitnie grającej Pogoni, ale w drugiej już sytuacja zaczęła się zmieniać. Zaatakował zespół KAA Gent. Belgowie dwoma, trzema krótkimi podaniami stwarzali przewagę w polu karnym szczecinian. Przewagę mieli, ale goli nie, chociaż w 63. minucie po prostopadłym podaniu w pole karne gospodarzy Bartosz Klebaniuk musiał się rzucać pod nogi napastnika rywali, którym był Marokańczyk Tarik Tissoudali, a potem ganiać go jeszcze aż pod linię końcową, gdy ten próbował go mijać. Te prostopadłe podania belgijskiej drużyny były coraz groźniejsze. Kwadrans przed końcem Tissoudali raz jeszcze stanął przed szansą bramkową po trójkowej kontrze gandawian. uderzył z czystej pozycji obok bramki. Teraz wszelkie atuty w ręku mieli już Belgowie. I właśnie wtedy Pogoni przytrafiła się okazja, jakich mało. Paradoksalnie, po błędzie tym razem belgijskiego bramkarza. Davy Roef przyjął podanie od obrońcy i zaczął kiwać się z zawodnikami Pogoni, którzy go atakowali. A że było ich dwóch, ograli go bez trudu i to raptem pięć metrów przed bramką! Łatwego, darowanego gola zdobył Efthymios Koulouris, a błędy Bartosza Klebaniuka z Gandawy bledły przy tym, co wykombinował jego vis-a-vis. Pogoń mogła nawet podwyższyć, ale Mariusz Fornalczyk trafił wprost w bramkarza, ale niewątpliwie po okresie dominacji Belgów dostała nowy wiatr w żagle. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać. Wspaniała akcja oskrzydlająca dała jej drugiego gola, po tym jak Grek Koulouris wykończył podanie wspomnianego Fornalczyka. Polskie kluby w absolutnej europejskiej czołówce. Rozbiły bank Szczecinianie nacierali nadal. Pojawiła się nawet szansa na trzeciego gola. Trzeci gol w tym meczu padł, ale strzelili go piłkarze KAA Gent po ostatniej kontrze w meczu. Uderzył wtedy Hugo Cuypers i ustalił wynik, po którym Pogoń może być z siebie zadowolona.