Pogoń przegrała z Lechem 1-3, ale jej napastnik Łukasz Zwoliński zmarnował trzy wyśmienite okazje na zdobycie bramki. Tą trzecią był rzut karny - nie dość, że nie pokonał Matusza Putnocky’ego z rzutu karnego, to jeszcze fatalnie skiksował przy dobitce. W dwóch poprzednich sezonach Ekstraklasy snajper "Portowców" zdobył łącznie 20 goli, choć już ostatnią rundę wiosenną miał słabą (11 kolejnych meczów bez gola). W Poznaniu w końcu strzelił pierwszą ligową bramkę w tym sezonie, ale później zachowywał się fatalnie. - Łukaszowi siedzi w głowie chyba nie tylko to spotkanie - mówił po spotkaniu obrońca szczecinian Adam Frączczak. - Nikt z nas nie ma do niego pretensji, nikt w szatni na niego nie krzyczy - dodawał piłkarz, który sam zwykle wykonuje jedenastki. Tym razem to jednak Frączczak był faulowany, dlatego do piłki podszedł Zwoliński. - On jest od tego, aby strzelać. Wyglądał na pewnego siebie, więc oddałem mu tę jedenastkę. Trudno, nie strzelił, ale nie można tak stawiać sprawy, że to przez niego przegraliśmy. Na treningach wygląda dobrze, ale zablokował się w meczach i wszyscy to widzą. Ważne jednak, że dochodzi do tych sytuacji, a jeśli ta sytuacja z rzutem karnym nie przeszkodzi mu bardziej, to może być tylko lepiej. Musi uwierzyć w siebie i robić to, co robił wcześniej - i tyle. My, jako drużyna, będziemy mu pomagać - zapewnia starszy kolega. Podobnie mówił Kort: - Wygrywamy razem, przegrywamy także. Nikt nie ma do Łukasza pretensji. Zdaniem Frączczaka to właśnie nad skutecznością gracze Pogoni muszą pracować w najbliższym tygodniu. - To możemy poprawić do spotkania z Wisłą Płock, a czasu już nie cofniemy. Czy to najbardziej bolesna porażka w tym sezonie? Na pewno tak, choćby ze względu na to, że wiedzieliśmy, jak ważne jest to spotkanie dla nas i kibiców, jak oceniane jest przez ludzi w Szczecinie czy Poznaniu. Trzeba przyjąć ten wynik na klatę i wyciągnąć wnioski - stwierdził Frączczak, który z jednej strony wywalczył rzut karny, a z drugiej - także go spowodował. Sędzia Szymon Marciniak uznał bowiem, że piłkarz Pogoni faulował w pierwszej połowie Szymona Pawłowskiego, a Marcin Robak z 11 metrów trafił na 2-1 dla Lecha. - Niepotrzebnie robiłem ten wślizg, ale jak już go zrobiłem, to czułem, że nie dotknąłem Szymka. Rozmawialiśmy w szatni i możliwe, że on się przewracał, bo go Mati Matras lekko pchnął. Mam do siebie pretensje, bo dałem pretekst, by go podyktować. Z trybun też pewnie wszyscy widzieli, że był karny. Nie ma co rozpamiętywać - opowiadał Frączczak. - Spodziewaliśmy się takiej gry Lecha, nasz trener był na ich sparingu w Wągrowcu i przekazał nam informacje. Problem jest taki, że strzeliliśmy za mało bramek. Mieliśmy kilka sytuacji, by zdobyć drugą, trzecią bramkę, a jak się w Poznaniu tego nie robi, to się nie wywozi punktów - podsumował Dawid Kort. Andrzej Grupa