Do tej pory szczecinianie podjęli pięć takich prób. Pierwszą - blisko 40 lat temu. Przegrali wówczas z FC Koeln 1:2. W kolejnych latach było podobnie: 1:3 przeciwko Hellasowi Werona, 1:2 z Fylkirem Reykjavik, 0:1 z NK Osijek i w końcu 0:1 z KR Reykjavik przed dwoma tygodniami. Pogoń Szczecin musi wspiąć się na wyżyny, aby ograć Brondby Szczególnie znamienna jest ta ostatnia porażka. Tydzień przed nią "Portowcy" pokazali bowiem w Szczecinie, że mają o wiele wyższe umiejętności niż islandzki rywal. U siebie wygrali 4:1 i kibice, którzy tłumnie wybrali się na odległą wyspę, mieli nadzieję na kolejny ofensywny popis. Zamiast tego zobaczyli miałką grę i porażkę 0:1. Teraz "Portowcy" muszą odwrócić trend. Wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Zdjąć z siebie wyjazdową klątwę, bo i takie słowa padają z ust kibiców. Nade wszystko powinni jednak zagrać tak, jak w drugiej połowie meczu z Brondby, kiedy to odrobili straty i doprowadzili do remisu 1:1. Pomocnik Pogoni Sebastian Kowalczyk powiedział podczas konferencji prasowej, że jeśli zespół utrzyma taką intensywność przez pełne 90 minut, może śmiało myśleć o awansie. -Uważam, że druga połowa pierwszego meczu pokazała, że Brondby to rywal, z którym możemy spokojnie grać swoją piłkę. A przede wszystkim wygrać, bo to jest najważniejsze. Przeciwnik jest w naszym zasięgu, jednak nie ma też co ukrywać, że to bardzo silny zespół. Wydaje mi się, że ten pierwszy mecz w Szczecinie mógł się podobać kibicom. Obie drużyny pokazały w nim, jaką dysponują siłą. Wszyscy jesteśmy nastawieni na trudne spotkanie, ale zdajemy sobie sprawę, że naprzeciw nas będzie rywal, którego możemy spokojnie przejść - wyjaśniał piłkarz. Pierwszy gwizdek meczu Brondby - Pogoń o 20. Transmisja w TVP Sport, relacja na żywo w Interii. Jakub Żelepień, Interia