Jakub Żelepień, Interia: Odbierając statuetkę dla najlepsza bramkarza podczas Gali Ekstraklasy, powiedziałeś: "Ta nagroda jest dla mojego Szczecina". Naprawdę czujesz się tak związany z tym miastem? Dante Stipica, Pogoń Szczecin: Tak. Zarówno z miastem, jak i z klubem. Mogę wręcz powiedzieć, że Szczecin to mój drugi dom. Od pierwszego dnia zostałem tutaj dobrze potraktowany. W Pogoni podoba mi się, że to każdy jest tutaj zaangażowany. Poczynając od zarządu, przez piłkarzy, aż po wszystkich pracowników. Twoja córka to już stuprocentowa szczecinianka? - Co prawda nie urodziła się w Szczecinie, ale w zasadzie całe swoje życie spędziła w tym mieście. Ma teraz dziewięć miesięcy, myślę, że łatwo przyjdzie jej adaptacja w Polsce. Uczy się i polskiego, i chorwackiego? - Czasem mówię do niej po polsku. Głównie używamy jednak chorwackiego. Jak córka czuła się na stadionie po ostatnim meczu sezonu przeciwko Rakowowi? Było tam dość głośno jak dla 9-miesięcznego dziecka. - Podobało jej się! Żona bardzo się bała, jak Nala zareaguje, kiedy wezmą ją na ręce i pójdziemy na boisko. Na szczęście nie płakała. Mogę nawet powiedzieć, że się uśmiechała i była zainteresowana tym, co się dzieje. Wróćmy do sportu. Czy zasłużyłeś na nagrodę dla najlepszego bramkarza? - Czuję, że tak. Defensywne liczby Pogoni były znakomite, najlepsze w lidze. Najbardziej jestem jednak dumny z tego, że utrzymałem wysoką formę przez dwa sezony. Do tego cała drużyna grała dobrze, zajęliśmy miejsce na podium. Wyrównaliśmy również rekord liczby czystych kont z 2005 roku. Skoro kapituła konkursu to zauważyła, to znaczy, że nagroda jest w pełni zasłużona. Kto jest drugim najlepszym bramkarzem w lidze? - Nie wiem. Szanuję każdego kolegę z boiska, nie chcę ich oceniać. Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, kiedy kilku bramkarzy jest w dobrej formie, bo to pcha każdego z nas do rozwoju. Potrafisz wskazać mecz, w którym powinieneś zachować się lepiej? - Zawsze analizuję swoje mecze. Lubię wiedzieć, co zrobiłem dobrze, a co źle. W zasadzie mogę poprawić każdy element - grę nogami, parady, ustawianie się. W każdym meczu znajdzie się coś, co można byłoby zrobić lepiej. Analizowałeś również porażkę 2-4 z Legią Warszawa czy nie dałeś rady na to patrzeć? - Obejrzałem to spotkanie. Kiedy tracisz cztery bramki, powinieneś wyciągnąć z tego wnioski i czegoś się nauczyć. Nie można uciekać od odpowiedzialności. Z Legią kompletnie nam nie wyszło. Chcieliśmy wygrać, przedłużyć swoje szanse na mistrzostwo. Wyszło jednak bardzo źle. Teraz tego nie zmienimy, trzeba to zaakceptować. Miałeś 17 czystych kont w sezonie. Da się to jeszcze poprawić? - Gdyby ktoś przed sezonem powiedział mi: "Hej, Dante, potrzebujemy 17 czystych kont", pomyślałbym sobie, że to naprawdę ogromne wyzwanie. Okazało się jednak, że jeśli cały zespół się stara, jeden walczy za drugiego, to wszystko jest możliwe. Najpierw jest jedno czyste konto, później drugie, kolejne i samo zaczyna się to nakręcać. Być może da się więc to przebić. Odejdźmy znowu na chwilę od piłki. Masz talent językowy? - Mam talent do piłki, ale czy językowy? Nie wiem. Jako piłkarz ciągle mam kontakt z różnymi językami, w szatni są koledzy z wielu krajów. Każdego roku przychodzi ktoś nowy. Wystarczy słuchać i w zasadzie słowa same wpadają. Jeśli pytasz mnie o polski, to muszę powiedzieć, że uczyłem się dość pilnie w domu. Zależało mi na tym, żeby nauczyć się języka kraju, w którym mieszkam i pracuję. Bardzo ważne jest dla mnie, aby móc swobodnie dogadać się z ludźmi w codziennych sytuacjach. Mój polski nie jest rewelacyjny, wciąż jest wiele rzeczy, których muszę się nauczyć. Codziennie jednak wpadają mi nowe wyrazy. Pamiętasz swoje pierwsze polskie słowo, którego się nauczyłeś? W ciemno obstawiałbym, że to jedno z naszych przekleństw. - To na pewno pierwsze, co usłyszałem na boisku (śmiech). Natomiast jeśli chodzi o słowa, to pewnie "dzień dobry" czy "dobranoc". To najpotrzebniejsze zwroty. Możesz się przywitać z każdym, kogo widzisz w klubie. Później przychodzą kolejne słowa, zaczynasz składać proste zdania. To długi proces, musisz ćwiczyć i słuchać innych. Najgorzej jest wtedy, kiedy zaczynacie mówić szybko i cicho. Wtedy już nie jestem w stanie zrozumieć i proszę o to, żeby powtórzyć. Nauczyłeś się też bułgarskiego podczas pobytu w CSKA Sofia? - Podstawy znam. Nie uczyłem się go tak pilnie jak polskiego, ale poszczególne słowa zapadły mi w pamięć. Głównie takie, które najczęściej padają w szatni. Gdy teraz słyszę bułgarski, to jestem w stanie go rozpoznać. Nie zdziwili się w Sofii, że tak wystrzeliłeś z formą w Szczecinie? Tam byłeś tylko rezerwowym. - Może trochę. Nie wiem tak naprawdę, dlaczego w Sofii nie poszło mi tak, jak bym tego chciał. Przypuszczam, że tak naprawdę nikt nie wie. Nie mam jednak żadnego żalu do klubu. Rozstaliśmy się w dobrej atmosferze, uścisnęliśmy sobie dłonie. Odszedłem i znalazłem sobie nowe wyzwanie. Muszę przyznać, że cieszyłem się, że trafiłem akurat do polskiej ligi. Stadiony, oprawa medialna, kibice - to wszystko jest tutaj na znakomitym poziomie. Podoba mi się również współpraca na linii PZPN-kluby. Wszystko wygląda profesjonalnie. Nie dzwonili z Sofii i nie mówili, że może byś jednak wrócił? - Dzwonili (śmiech). To było jeszcze w moim pierwszym sezonie w Pogoni. Byłem wtedy swego rodzaju odkryciem w polskiej lidze. Właściciel CSKA Sofia zadzwonił do mnie i powiedział, że zaskakuje go swoją formą. Pytał, dlaczego nie mogłem grać tak dobrze w Bułgarii. Wszystko odbyło się w przyjacielskiej, humorystycznej atmosferze. Życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego i to tyle. Nie było żadnych poważnych rozmów o powrocie. Skoro już jesteśmy przy temacie transferów...Nie wiem, czy wiesz, ale kibice Pogoni co pół roku, kiedy otwiera się okno transferowe, martwią się, że odejdziesz z klubu. Mają powody? - Jestem piłkarzem Pogoni i nie chcę mówić o plotkach transferowych. To byłoby nieeleganckie. To normalne, że fani nie chcą, aby najlepsi piłkarze odchodzili, tak jest zawsze i wszędzie. Z drugiej jednak strony, kiedy zawodnik wyróżnia się w lidze, to naturalnym jest, że pojawiają się różne oferty i zapytania. To pokazuje, że Pogoń wykonuje dobrą pracę. Klub zatrudnia piłkarzy, którzy są zauważani przez innych. Nie chcę przewidywać, co się wydarzy. Powtórzę: teraz jestem piłkarzem Pogoni i tylko na tym się skupiam. Każda decyzja, którą będę podejmował, będzie przedyskutowana z władzami klubu. Zżyłem się z Pogonią i chcę dla niej jak najlepiej. Kontrakt z klubem mam ważny aż do czerwca 2024 roku. Przebywasz na wakacjach, więc zakończmy wakacyjnie. Jak spędzasz czas podczas urlopu w Chorwacji? - Jestem w domu z żoną i córką. W pierwszych dniach po prostu odpoczywaliśmy. Międzynarodowe podróże lotnicze z malutkim dzieckiem są dość męczące. Pandemia nie pozwala nam też na zbyt wiele. Prawdopodobnie zostaniemy w pobliżu naszej rodzinnej miejscowości, czyli Splitu. Nie mamy jednak powodów do narzekań, bo to naprawdę piękne tereny. Można pływać, opalać się, spacerować po mieście. Trochę czasu poświęcam też ćwiczeniom fizycznym, żeby nie wypaść z formy. No i oczywiście spotykamy się z rodziną. Rozmawiał Jakub Żelepień