Jakub Żelepień, Interia: Po ostatnim meczu rundy z Wartą Poznań wybraliście się całą drużyną do jednej ze szczecińskich restauracji. Impreza się udała? Kamil Grosicki, skrzydłowy Pogoni Szczecin: - To nawet nie tyle impreza, co wspólna kolacja. Jest czas na pracę i jest czas na odrobinę relaksu. Mieliśmy chwilę, żeby się spotkać, porozmawiać, pożartować, powspominać. Wszyscy wyszli z lokalu bardzo zadowoleni. Siedział pan raczej ze starszyzną czy z młodymi? - Z każdym. Przenosiłem się z miejsca na miejsce, żeby ze wszystkimi zamienić kilka słów. Zależy mi na tym, aby budować jak najlepszą atmosferę w Pogoni. Właściwie już kiedy przychodziłem do klubu, wiedziałem, że jest ona bardzo dobra i że zawodnicy są ze sobą zżyci. Wydaje mi się, że swoją osobowością dodałem jeszcze więcej energii szatni. Podczas debiutu w meczu z Lechem przeżył pan piłkarski szok kulturowy? Ktoś przeniesiony z Premier League do Ekstraklasy może się nieco zdziwić. - Wiadomo, że poziom w Anglii jest nieporównywalnie wyższy i to widać na boisku. Ekstraklasa to nie jest jednak liga, w której wygra się bez zaangażowania. Każdy mecz tutaj jest inny. Nam najlepiej gra się z zespołami pokroju Lecha Poznań czy Rakowa Częstochowa, a nie Warty Poznań. Lubimy otwartą i ofensywną grę. Była szansa na to, aby do Pogoni trafił pan już w styczniu 2021 roku? - Tak, ale było to trudne do zrealizowania. Wiedziałem o tym i ja, i prezesi Pogoni. Najlepszym rozwiązaniem było dołączenie do klubu latem i tak też się stało. Pół roku wcześniej inaczej patrzyłem na pewne sprawy. Byłem w Premier League i chciałem walczyć o grę na tym poziomie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zostając w Anglii, mogę nie dostać szansy wyjazdu na Euro, ale nie żałuję tego, bo to zbudowało mój charakter. Teraz jestem w Polsce i kibice czy dziennikarze mogą mnie oglądać i oceniać na co dzień. Wiem, że jestem na świeczniku i robię wszystko, aby o Grosickim mówiono w superlatywach. Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Obchodzą pana opinie dziennikarzy czy kibiców w mediach społecznościowych? - Jestem doświadczonym piłkarzem i człowiekiem, ale lubię czytać o sobie - najlepiej w samych superlatywach. Potrafię jednak ocenić, kiedy zagram słaby mecz i nie obrażam się na krytykę. Biorę to na klatę i staram się poprawić. Powrót do Polski nakręca mnie do tego, żeby wciąż potwierdzać swoją wartość. Zdaję sobie sprawę również z tego, jak ważny jestem dla kibiców Pogoni. Wyczekiwali mnie przez wiele lat i teraz czuję się zobowiązany do tego, aby przynosić im dumę. Na każdym meczu kibice Pogoni skandują pańskie nazwisko. - Bardzo to szanuję. Jestem u siebie w domu, kibice mnie wspierają, a ja odczuwam to codziennie, nie tylko na stadionie. Moja córka jest dumna, kiedy słyszy, jak tysiące ludzi skandują nazwisko taty. Przyszedł pan do Pogoni w samej końcówce okienka transferowego. Czy to z powodu ofert z innych lig? - Było kilka opcji, ale wszystko bardzo się dłużyło i wiedziałem, że nie zmierza to w dobrym kierunku. Pewnego dnia wstałem rano i powiedziałem sobie, że przyszedł czas na powrót do Pogoni. Zadzwoniłem do dyrektora sportowego Dariusza Adamczuka, zaprosiłem go na kawę i porozmawialiśmy. Wydaje mi się, że włodarze klubu nie do końca wiedzieli, czy są w stanie rozmawiać ze mną o kontrakcie. Tymczasem dogadaliśmy się bardzo szybko, transfer przeprowadziliśmy w dwa dni i wszyscy są z tego zadowoleni. A gdyby teraz przydarzyła się oferta życia, to zadałby pan cios kibicom Pogoni i odszedł? - Nigdzie się nie wybieram. Ja i moja rodzina jesteśmy szczęśliwi tutaj w Szczecinie. Dla mnie walka o jak najwyższe cele z Pogonią to jest najważniejsze wyzwanie w karierze. Czy mecz z Lechią Gdańsk (wygrana Pogoni 5-1) i trzy pańskie asysty to było 100 procent możliwości "Grosika"? - Na pewno był to bardzo dobry mecz, zabrakło mi tylko bramki. A czy to było moje 100 procent? Uważam, że pełnię swoich możliwości pokażę wiosną, kiedy przepracuję okres przygotowawczy z drużyną. Kamil Grosicki nie zrezygnował z reprezentacji Czy gdyby reprezentację prowadził polski selekcjoner, byłby pan do niej powoływany w obecnej formie? - Jeszcze za wcześnie na to. Kolejne mecze kadry są w marcu, natomiast Ekstraklasa wraca w lutym. Jeśli będę w dobrej formie i będę notował konkretne liczby, to wszystko jest możliwe. Ja z reprezentacji nie zrezygnowałem, ale nic na siłę. Nie chcę, żeby kibice czy media wywierały presję na selekcjonerze. On decyduje, a Kamil Grosicki musi zasłużyć na powołanie swoją grą. Adwokatów pan nie potrzebuje? - Nie, ale cieszę się, że mam takie wsparcie w narodzie. Czytam i słyszę, jak kibice przekonują, że "Grosik" musi wrócić do reprezentacji i jest to bardzo miłe. Jakiś czas temu odpowiedział pan na tweeta jednego z kibiców Pogoni, w którym chwalił on Damiana Dąbrowskiego. Napisał pan, że kapitan "Portowców" prezentuje poziom reprezentacyjny, ale przecież nikt nie ogląda Ekstraklasy. Szpilka wbita Paulo Sousie? - Nie, po prostu wyraziłem swoją opinię na temat Damiana Dąbrowskiego. To najlepszy defensywny pomocnik w Ekstraklasie, a przemawia za tym sposób, w jaki gra. Ostatni mecz z Wartą pokazał, jak ważnym jest zawodnikiem. Kiedy go zabrakło, było nam znacznie trudniej. Kibicuję Damianowi, aby dostał szansę w reprezentacji, bo na pewno na to zasługuje. Podobnie zresztą jak Sebastian Kowalczyk, który raz pojawił się już na zgrupowaniu za trenera Sousy. Jako doświadczony zawodnik staram się robić wszystko, aby wspierać chłopaków z drużyny i aby jak najwięcej "Portowców" trafiało do kadry. CZYTAJ TEŻ: Kamil Grosicki wziął pod opiekę młodego piłkarza Pogoni Szczecin W kadrze natomiast już jest Kacper Kozłowski. Pan, jako zawodnik z Premier League w CV, doradzałby mu jak najszybszy wyjazd do Anglii czy raczej pozostanie w Polsce na jeszcze co najmniej pół roku? - Kacper Kozłowski to młody zawodnik i pewnie pali się do wyjazdu. Rozmawiałem jednak z Kacprem i powiedziałem mu, że chciałbym, aby został pół roku, bo jest ważny dla Pogoni. Nie wiem, jak to się skończy i tak naprawdę nie mam na to wpływu. Kiedy słyszę, że miałby odejść do Anglii i zostać wypożyczony do jakiejś innej ligi, to zastanawiam się, dlaczego nie może dokończyć sezonu w Pogoni. Może dlatego że kluby angielskie nie traktują Ekstraklasy poważnie? - Może tak być. Ja życzę Kacprowi jak najlepiej, bo to świetny piłkarz i naprawdę fajny, wesoły młody człowiek. Z punktu widzenia Pogoni najlepiej byłoby jednak, gdyby został na najbliższe pół roku, bo ten zespół o coś walczy i potrzebujemy takich ludzi. Temat Kacpra Kozłowskiego rozgrzewał ostatnio także twitterowy pokój kibiców Pogoni Szczecin. Widziałem, że pan również na niego zajrzał. - Przeglądałem sobie Twittera, więc zajrzałem na chwilę. Podoba mi się to, bo kibice mogą się dzięki temu spotkać, powymieniać uwagi na temat danego meczu czy zawodnika. Raczej nie będę się tam udzielał, bo nie jestem od tego, żeby komentować coś publicznie, ale zawsze chętnie posłucham. Postaram się też, żeby kibice Pogoni zawsze w dobrych humorach mogli podłączać się do pokoju. Tuż po podpisaniu kontraktu z Pogonią, mówił pan do kibiców, że w tym roku klub walczy o mistrzostwo. Po kilku miesiącach, w których poznał pan drużynę i ligę, podtrzymuje pan tę deklarację? - Oczywiście, że tak, jesteśmy na drugim miejscu. Co miałem powiedzieć, przychodząc do zespołu, który zdobył brązowy medal? Przecież nie powiem na dzień dobry, że gramy o srebro. Pierwsza trójka to minimum na ten sezon, ale jest szansa na mistrza i będziemy się o niego bić. Na wiosnę dużo się może wydarzyć. Cieszę się też, że Lecha mamy u siebie, lubimy grać takie mecze. Szczecin ma jedno wielkie marzenie i zrobię wszystko, żeby je spełnić. To też jednocześnie moje marzenie, bo nigdy jeszcze w swojej karierze nie wygrałem ligi. Rozmawiał Jakub Żelepień