To historia napisana wspólnie z dziennikarzem Mateuszem Michałkiem. Na blisko 400 stronach "Polskiego Brazylijczyka" Edi opowiada o piłce, dzieciństwie, Brazylii i wszystkim tym, co w jego życiu ciekawe. Jakub Żelepień, Interia: Pomysł, aby napisać książkę, dojrzewał od lat, czy to spontaniczna akcja? Edi Andradina: Nigdy nie myślałem o książce. Jakiś czas temu skontaktował się ze mną Mateusz Michałek i zaczął namawiać. Na początku nie byłem zainteresowany, ale później porozmawiałem z żoną, której ten pomysł od początku się spodobał. Powiedziała mi, że mam ciekawe życie, a do tego umiem o nim opowiadać. Na tyle ciekawie, że z książki dowiemy się czegoś, o czym nie czytaliśmy w żadnych wywiadach? - Na pewno! Osoby, które czytały przedpremierowo, mówiły, że dzięki książce poznały mnie na nowo. Zobaczyły, że nie zawsze jestem tym miłym, wesołym i uśmiechniętym Brazylijczykiem. Czasem mam gorącą krew i wpadam w konflikty. W książce pokazuję, że moje dzieciństwo nie było łatwe. Doświadczyłem wielu rzeczy, których nie powinienem doświadczyć. Żona też dowiedziała się z książki czegoś nowego? - Bardzo dużo się dowiedziała! Wydaje mi się nawet, że po lekturze lepiej mnie rozumie. Wie, z czego wynikają pewne moje zachowania. Który rozdział jest najciekawszy? - Myślę, że ten o dzieciństwie, o którym już wspomniałem. Było trudno, biednie i momentami niebezpiecznie. Myślę, że czytelnicy nie będą zawiedzeni. Wielu Polakom trudno nawet wyobrazić sobie, w jakich warunkach dorastają brazylijskie dzieci. Książka jest napisana po polsku, ale czy wyda pan jakiś egzemplarz po portugalsku, żeby mogli przeczytać ją rodzice? - Nie! Tata co prawda nie żyje, ale została mi mama i nie chciałbym, żeby wiedziała, co tam jest napisane (śmiech). A wie w ogóle o tym, że wydaje pan książkę? - O tym akurat tak, ale treści nie zna. Wolałbym, żeby części historii nie poznała! Rozmawiał Jakub Żelepień