Tak wysoka frekwencja była możliwa dzięki oddaniu do użytku - po raz pierwszy - kolejnych sektorów będącego wciąż w budowie stadionu. Obiekt jest już niemal ukończony, a pełne otwarcie (i udostępnienie przeszło 21 tysięcy miejsc) spodziewane jest na przełomie września i października. Co warte podkreślenia, odbiory techniczne przeszedł sektor gości, dzięki czemu na stadionie pojawiło się blisko tysiąc kibiców z Poznania. Już na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem w niecce obiektu było niezwykle głośno. Hałas był tak duży, że sędzia Paweł Raczkowski nie mógł porozumieć się przez słuchawkę z wozem VAR. Problemy miał także prowadzący przedmeczowe studio w stacji Canal+ redaktor Żelisław Żyżyński, którego pytań nie słyszał jego gość, Andrzej Rycak. Najważniejsze pytanie brzmiało jednak: czy piłkarze będą potrafili dostosować się swoją grą do święta, które zapanowało na trybunach. Pierwsze minuty wskazywały na to, że owszem. Lech ruszył odważnie na gospodarzy, a znakomitą okazję zmarnował Mikael Ishak. W 8. minucie odpowiedzieli "Portowcy". Pontus Almqvist urwał się lewym skrzydłem i dośrodkował w pole karne do Mateusza Łęgowskiego. Strzał młodzieżowca został obroniony, ale do piłki dopadł Sebastian Kowalczyk i nie pomylił się, stojąc na wprost pustej bramki. Pogoń nie poszła za ciosem, a Lech dalej robił to, co założył sobie od samego początku: atakował. W 20. minucie konsekwencja Lecha - przy małej domieszce piłkarskiego szczęścia - została nagrodzona. Afonso Sousa zagrał do Jespera Karlstroma, ten dobiegł z piłką do linii końcowej i płasko podał w stronę bramki. Futbolówka odbijała się od trzech zawodników gospodarzy i ostatecznie trafiła pod nogi Mikaela Ishaka, co ten wykorzystał z zimną krwią. W końcówce pierwszej połowy bliski gola był Barry Douglas. Lewy obrońca zamykał wrzutkę prawego obrońcy, ale uderzył piłkę głową zbyt mocno, w konsekwencji czego poszybowała ona nad bramką. Pogoń Szczecin wywalczyła remis w samej końcówce Druga połowa rozpoczęła się dla Lecha w najlepszy możliwy sposób: od objęcia prowadzenia. W 47. minucie Mikael Ishak podał Michałowi Skórasiowi, a ten nie pomylił się z najbliższej odległości. Po tej bramce poznaniacy nabrali jeszcze więcej pewności siebie i przejęli panowanie nad wydarzeniami boiskowymi. Pogoń wyglądała na coraz bardziej bezradną, co zmianami starał się ratować trener Gustafsson. Rezerwowi nie potrafili jednak zmienić obrazu gry. Pomocną dłoń Pogoni podał w doliczonym czasie gry Barry Douglas. Obrońca sfaulował Jakuba Bartkowskiego, a sędzia - po analizie VAR- podyktował rzut karny i pokazał zawodnikowi "Kolejorza" czerwoną kartkę. Do wykonania jedenastki podszedł Kamil Drygas i w 99. minucie pewnym strzałem pokonał Filipa Bednarka. Remis z Lechem nie pozwolił piłkarzom Pogoni objąć prowadzenia w lidze. Gdyby szczecinianie wygrali, mieliby na koncie 19 punktów i o dwa wyprzedziliby Wisłę Płock. Wynik 2:2 sprawił jednak, że teraz trzy drużyny mają po 17 "oczek": "Nafciarze", "Portowcy" i Legia Warszawa. Uciec reszcie stawki mogą w ten weekend "Wojskowi". W tym celu muszą jednak ograć na wyjeździe Raków Częstochowa. Pogoń Szczecin - Lech Poznań 2:2 (1:1) Gole: Sebastian Kowalczyk (8’), Kamil Drygas (90+9') - Mikael Ishak (20’), Michał Skóraś (47') Jakub Żelepień, Interia