Interia: Kupił pan sobie wędkę? Robert Podoliński, trener Podbeskidzia Bielsko-Biała: - Bo byłem na bezrobociu? Nie, u mnie przebiegło to trochę inaczej. Co pan robił w tym czasie? - Byłem bardzo aktywny. Przede wszystkim nadrobiłem zaległości rodzinne i z tego jestem najbardziej zadowolony. Ale ze śledzeniem Ekstraklasy był pan na bieżąco? - Cały czas. Zresztą regularnie bywałem na meczach w Warszawie. Podbeskidzie też oglądałem. Wszystkie mecze. To, co stało się w Cracovii, długo siedziało panu w głowie? - Rozmawiamy, więc niekoniecznie. Zbyt łatwo nie można się poddawać. Takie jest życie - gdyby składało się z samych sukcesów, to nie wiedzielibyśmy jak one smakują. Głowa do góry. Nikogo nie okradłem, nikogo nie oszukałem. Swoją pracę wykonałem rzetelnie, choć bez efektów zadowalających przede wszystkim mnie, ale też większość w Cracovii. Życie jednak toczy się dalej. Podbeskidzie może być pana ostatnią szansą w Ekstraklasie? - Za szybko się zniechęcamy do ludzi. Po pierwsze, nie wyobrażam sobie, że w Podbeskidziu mi się nie uda, a po drugie, praca trenera trwa bardzo długo. Gdybyśmy więc w ten sposób do tego podchodzili, zbyt szybko się zniechęcali, to mielibyśmy w lidze samych 16-letnich trenerów. Nie wszystko w życiu układa się jak zakładamy, ale jestem tu, by wykonać dobrą pracę. Co pan sądzi o tej drużynie? - Czegoś na pewno potrzebujemy, bo gdyby nie to, pewnie teraz byśmy nie rozmawiali. Ciężko mi to wszystko tak na szybko zdiagnozować. Muszę poprowadzić kilka treningów i wtedy będę mądrzejszy. Jakie zarząd Podbeskidzia postawił przed panem cele? - Przede wszystkim mamy spory problem w środku pola. Przez kontuzje wyleciało nam trzech piłkarzy. Anton Sloboda, Adam Deja i Damian Chmiel do tej pory stanowili o sile w tej formacji. Teraz ich nie ma i będziemy sobie musieli radzić inaczej. Pana przyjacielem jest Leszek Ojrzyński, były trener Podbeskidzia. Pytał go pan o opinie przed podpisaniem kontraktu? - Jesteśmy z Leszkiem w stałym kontakcie. Mieliśmy okazję wiele razy rozmawiać na ten temat. Jestem zadowolony z tego, że trafiłem do Bielska-Białej. Ustawienie 3-5-2 jest stale łączone z pana nazwiskiem. W Podbeskidziu też będzie pan tego próbował? - Nie planuję rewolucji taktycznych. Ani nie jesteśmy przygotowani personalnie, ani nie ma na to w tej chwili czasu. W innych obszarach mamy więcej do zrobienia, niż w kwestiach taktycznych. Chodzi o mentalność zawodników? - Nie tylko. Czeka nas dużo pracy, ale to jest naturalne. Dużym problemem są kontuzje i braki kadrowe. Musimy bardzo szybko reagować i uzupełniać ubytki. Czyli okienko transferowe zapowiada się gorąco? - Na razie się nad tym nie zastanawiamy. Mamy zamiar wydobyć z siebie to, co najlepsze. Na tym musimy się teraz skupić. Nie chcę zbyt daleko wybiegać, bo będzie na to czas. Zaczynamy w takim składzie, a wierzę, że możemy pracować dużo lepiej i daleko zajść. W Cracovii odpowiadał pan za transfery jednoosobowo. Jak będzie w Bielsku-Białej? - Nie jestem w stanie w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Na razie mam w głowie najbliższe mecze. To wszystko, co mnie teraz absorbuje. Rozmawiał Łukasz Szpyrka