Po przegranym 3-4 meczu z Wisłą Kraków, piłkarze Górali długo żegnali się z kibicami. Były wspólne zdjęcia, autografy, rozmowy. O stypie nie było mowy. - Spodziewałem się tego, że po tym, jak przegraliśmy wysoko z Górnikiem Łęczna i spadliśmy z Ekstraklasy, to na nasz mecz z Wisłą przyjdzie mało fanów, a dziś było ich na trybunach całkiem sporo. Szkoda, że nie udało się dla nich wygrać. W naszej grze za dużo było jednak strat i błędów - komentował po spotkaniu Kohei Kato. Japończyk już jutro wraca do siebie do domu. Dalej jednak chce grać w Europie. Być może, jeśli działacze porozumieją się z menedżerem Kato, to w kolejnym sezonie również będzie piłkarzem bielskiego klubu. - Zabrakło nam punktu, żeby być w raju. Niestety, w grupie spadkowej chłopaki nie dały rady. Teraz odpoczniemy dzień czy dwa i bierzemy się ostro do roboty - zaznacza prezes Mikołajko. - W ostatnim meczu sezonu ciężko było znaleźć motywację. Z Wisłą grało się ciężko. Zresztą co mówić o meczu, w którym traci się cztery bramki. Co dalej? Nie wiem. Ja mam dalej przez rok ważny kontrakt. Na pewno wkrótce będę rozmawiał z działaczami - tłumaczy z kolei Interii Emilijus Zubas. Litewski bramkarz, mimo spadku zespołu, należał do najlepszych w drużynie i wydaje się, że będzie mógł liczyć na oferty z Ekstraklasy. Pod znakiem zapytania stoi też przyszłość doświadczonego Marka Sokołowskiego. - Czy to mój najgorszy dzień w karierze? Ten był po meczu w Łęcznej, gdzie straciliśmy szansę na utrzymanie. Na pewno jest przykro, żal i szkoda, że tak się stało. Co do mnie, to muszę teraz odpocząć i pomyśleć. Jeśli jednak klub dalej będzie mnie chciał, to zdecyduję się dalej grać. Ostateczne decyzje zapadną pewnie w czerwcu. W grę wchodzą tylko występy w Podbeskidziu. O innym klubie nie ma mowy, tym bardziej, że ze słów prezesa wynika, że zostają sponsorzy, a w kolejnym sezonie będzie walka o awans, tak, żeby się szybko podnieść i żeby nie było stagnacji - podkreśla 38-letni kapitan Podbeskidzia. Michał Zichlarz, Bielsko-Biała