Piast, w konfrontacji z Sandecją Nowy Sącz, chciał wczoraj przerwać fatalną serię czterech kolejnych ligowych porażek z rzędu, z Lechią Gdańsk 1-2, Wisłą Kraków 0-2, oraz Arką Gdynia i Górnikiem Zabrze po 0-1. Drużyna prowadzona przez Waldemara Fornalika zaczęła spotkanie z Sandecją nawet dobrze, bo po trafieniu Sedlara prowadziła, żeby potem stracić bramki po strzałach Mateusza Cetnarskiego oraz Filipa Piszczka. Dzięki temu, że drugą połowę sędzia Jarosław Przybył przedłużył aż o sześć minut, to na kilkadziesiąt sekund przed końcem wyrównał wracający po kontuzji na ligowe boiska Mateusz Mak. Ostatecznie mecz Piast - Sandecja skończył się więc wynikiem 2-2. - Wiadomo, w jakiej jesteśmy sytuacji. Nasze ostatnie mecze nie układały się po myśli. Wszyscy myśleliśmy, że u siebie z Sandecją uda nam się przełamać i wygrać, ale z drugiej strony trzeba uszanować ten punkt, bo trzeba spojrzeć na okoliczności i na to, że znowu mogliśmy przegrać - komentuje Marcin Pietrowski, który w zastępstwie zawieszonego na cztery ligowe spotkania Jakuba Szmatuły, pokłosie derbów z Górnikiem, pełnił wczoraj funkcję kapitana jedenastki z Gliwic. Doświadczonego piłkarza pytamy o niewykorzystane sytuacje kolegów, najpierw Jankowskiego w I połowie, a w końcówce, przy stanie 1-1 przez Papadopulosa. - Wiadomo, bramki zmieniają oblicze spotkań. Gola na 1-1 straciliśmy po pięknym uderzeniu rywala, tak, że ciężko się przyczepić do kogokolwiek. No, ale walczyliśmy do końca, jak najszybciej chcieliśmy wyjść na prowadzenie, ale to Sandecja nas skontrowała i strzeliła bramkę na 2-1, ale my wierzyliśmy do końca i cieszę się, że się udało - podkreśla Pietrowski. Po 12 ligowych kolejkach Piast ma na swoim koncie dziewięć punktów i póki co zajmuje 15. miejsce w ligowej tabeli. Kolejnym rywalem gliwickiej drużyny będzie w piątek na wyjeździe Zagłębie Lubin. Michał Zichlarz, Gliwice Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Lotto Ekstraklasy