- Zakładałem sobie taki, bardzo optymistyczny, plan, że w trzech początkowych spotkaniach zdobędziemy siedem punktów. I udało się to zrealizować, więc trzeba się cieszyć - powiedział Kiereś. Na początku wiosny bełchatowianie zdążyli już pokonać dwie ekipy, które walczą o prawo gry w europejskich pucharach. W Poznaniu wygrali z Lechem 1-0, a na własnym stadionie pokonali Polonię Warszawa 2-1. Pod względem wysokości budżetu PGE GKS nie może się porównywać z żadnym z tych klubów. Niewiele brakowało, by po trzech meczach bełchatowianie mieli na koncie komplet punktów. Dwa stracili jednak w pojedynku z Górnikiem Zabrze (1-1), w którym przez całą drugą połowę grali w dziesiątkę. - Z Górnikiem wszyscy oczekiwali trzech punktów. Skończyło się na jednym, ale z przebiegu meczu uważam, że my ten jeden punkt zdobyliśmy, a nie straciliśmy dwa - ocenił Kiereś. Szkoleniowiec od początku wiosny odważnie sięga po zawodników, którzy przyszli do zespołu w zimie. Żaden z pięciu graczy sprowadzonych na ul. Sportową nie grał wcześniej w ekstraklasie, ale mimo to Kiereś był przekonany, że klub dokonał wartościowych wzmocnień. - Czterech nowych graczy ma już za sobą debiut w ekstraklasie i oceniam ich pozytywnie. Maciej Wilusz sprawdził się już jako środkowy i boczny obrońca. Bardzo mnie to cieszy, bo ściągaliśmy go z myślą, że może grać na dwóch pozycjach. Paweł Giel debiutował z Górnikiem, a Kamil Wacławczyk z Polonią i ich występy należy uznać za udane. Mateusz Mak wchodził na boisko w końcówkach spotkań z Lechem i Górnikiem. W dłuższym wymiarze zagrał przeciwko Polonii, gdy na początku drugiej połowy zmienił kontuzjowanego Kamila Kosowskiego. Wszedł i szybko strzelił gola. Na debiut czeka jeszcze jego brat Michał. To wszystko zawodnicy o sporym potencjale, którzy rwą się do gry - wyjaśnił Kiereś. Prezes bełchatowskiego klubu Marcin Szymczyk musi racjonalnie wydawać pieniądze. Budżet z roku na rok jest coraz mniejszy, więc w PGE GKS zawodnicy nie mogą już liczyć na astronomiczne kontrakty. Szukając oszczędności klub rozwiązał zimą umowy z kilkoma piłkarzami, którzy sportowo niewiele wnosili do zespołu, a znacząco obciążali budżet. Dzięki temu wygospodarowano prawie 600 tys. zł na zakup nowych graczy, którzy mają podnieść wartość sportową drużyny. Nieoficjalnie wiadomo, że za braci Maków z Ruchu Radzionków zapłacono po 200 tys. zł, za Giela (Ruch Radzionków) i Wilusza (MKS Kluczbork) po 50 tys. zł., a za Wacławczyka (KS Polkowice) - 75 tys. zł. Kontrakty nowych zawodników mieszczą się w granicach 10-15 tys. zł. Jeszcze w trakcie rundy jesiennej w PGE GKS postawiono na Kieresia, który - podobnie jak nowi zawodnicy - postrzegany jest w ekstraklasowym środowisku jako szkoleniowiec "bez nazwiska". Mimo to radzi sobie lepiej niż wielu bardziej doświadczonych trenerów. Dobry start do wiosennej rundy nie wywołał jednak u niego hurraoptymizmu. - Na pewno dorobek punktowy z tej fazy rozgrywek nie jest zły. Siedem punktów dało nam przewagę nad strefą spadkową, ale jeszcze nie osiągnęliśmy celu. Trudno w tej chwili ocenić, ile punktów zapewni utrzymanie. Musimy więc zdobyć ich jak najwięcej, nie oglądając się na innych - powiedział Kiereś. W najbliższej kolejce bełchatowianie zagrają na wyjeździe z Widzewem. Ekipa PGE GKS po jesieni jest na pierwszym miejscu w wewnętrznej rywalizacji drużyn z regionu łódzkiego (0-0 z Widzewem, 3-0 z ŁKS-em; Widzew - ŁKS 0-1) i nie chce go stracić. - Widzew ma już klarowną sytuację. Niewiele punktów brakuje mu do utrzymania. My i ŁKS cały czas musimy o to walczyć. Chciałbym, żeby wszystkie drużyny z naszego regionu zachowały miejsca w ekstraklasie, ale priorytetem jest dla mnie, by utrzymał się PGE GKS. I do tego będę dążył - zakończył Kiereś.